Uczeni zlego prowadzenia, EDUKACYJNE, Swiat nauki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RECENZJE I KOMENTARZE
Uczeni z¸ego prowadzenia
daniu do instytucji finansujcych. W
tych ostatnich ustalony tok post«powa-
nia w ocenie projektu stwarza recenzen-
tom ogromn pokus« kradzieýy myæli.
Posy¸amy ukoÄczon prac« do druku,
a kolejny recenzent bez skrupu¸w mo-
ýe przetrzyma publikacj« i podszy si«
pod nasze wyniki, bo przecieý pracuje
w pokrewnej dziedzinie.
Powszechnie uwaýa si«, ýe liczba pu-
blikacji i ranga pisma, w ktrym si« one
ukaza¸y, okreælaj obiektywnie wartoæ
uczonego. W coraz wi«kszych, kilku-
dziesi«cioosobowych grupach badaw-
czych warunkiem pomyælnego i spraw-
nego przebiegu pracy jest wzajemne
zaufanie do wsp¸wykonawcw. Gro-
mada zm«czonych wyæcigiem do suk-
cesu ludzi ulega coraz silniejszym
naciskom szefw. Ci ostatni prze-
staj sami pracowa twrczo, ca¸y
wysi¸ek skupiajc na zdobywaniu
funduszy na dalsze badania i pisa-
niu sprawozdaÄ z juý zakoÄczonych
Ð nie panuj merytorycznie nad po-
st«pem prac wsp¸pracownikw.
Ostatnie lata przynios¸y wiele
tego rodzaju ãskandaliÓ, ktre wy-
nik¸y w¸aænie ze le poj«tego naci-
sku badawczego wywieranego na
m¸odych adeptw i braku kontroli
ich pracy ze strony kierownikw la-
boratoriw. Niewykluczone rw-
nieý, ýe ãzawdÓ naukowca przy-
ciga ludzi emocjonalnie niedoj-
rza¸ych. Dochodzimy tu do rodza-
ju oszustw, ktrych naprawd« nie
sposb zrozumie; sdz«, ýe rw-
nieý ich autorzy, podobnie jak
Andrzej Go¸ota,
post factum
dziwili
si« w¸asnej g¸upocie. W tym prze-
dziale naleýy umieæci pracownika
malujcego myszom czarne plamy
na skrze flamastrem lub asystenta
profesora E. Rackera (przypadek
nie opisany w ksiýce Kohna), kt-
ry nocami komponowa¸ koktajle
enzymatyczne, by rankiem jako
oryginalnie wyizolowane z tkanek
dostarczy je podejrzewajcemu juý
coæ szefowi na dowd prawdziwoæci
swoich wynikw.
Nauka ma jednak pewn immanent-
n cech« praktycznie wykluczajc
oszustwa. Jeæli dotycz one zupe¸nie nie-
istotnych procesw, zostan szybko za-
pomniane i trudno na nich zrobi ka-
rier«; b«d jednostkowe, prawdopo-
dobnie nie ãwyp¸ynÓ i przynios szko-
d« g¸wnie samemu delikwentowi. Je-
ýeli jednak dotycz zjawiska waýnego,
FAüSZYWI PROROCY. OSZUSTWO I BüD W NAUCE I MEDYCYNIE
. Alexander Kohn.
Przek¸ad Piotr Zaborowski. Wydawnictwo Naukowe PWN, 1996.
tkwi swoimi korzeniami w mo-
ralnej integralnoæci ærodowiska,
z¸oýonej ze standardw poszczeglnych
jednostek uprawiajcych ten zawd...Ó
Oto jeden z cytatw otwierajcych t«
jakýe ciekaw ksiýk«. Pozwoli ona la-
ikowi zajrze przez dziurk« od klucza
do æwityni nauki i zobaczy uczonych
takich, jakimi naprawd« s.
Wiedza o ich prawdziwych cechach
moýe zweryfikowa obraz wyniesiony
z seriali telewizyjnych, w ktrych
pojawiaj si« jako maniakalni ma-
nipulatorzy rzeczywistoæci, naszych
genw, mzgw, twrcy gro-
nych robotw gotowych do za-
w¸adni«cia æwiatem ludzi. Tymcza-
sem naukowcy, tak jak kaýda gru-
pa zawodowa, to po prostu cz¸on-
kowie spo¸eczeÄstwa, ktrym nie-
obce s k¸amstwo i nieuczciwoæ.
Jednoczeænie Ð co jest paradoksem
Ð stawia si« ich wysoko w hierar-
chii zawodw, oczekuje po nich
szczeglnych kwalifikacji, powo-
¸ania i oddania.
Oprcz maniaka z serialu w opi-
nii spo¸ecznej pokutuje drugi ste-
reotyp naukowca: niezbyt zarad-
nego, chudego i rozczochranego
entuzjasty, ktry nie doje, nie do-
æpi, ale w wynaj«tej izdebce na
poddaszu, z ogniem w oku, roz-
wiýe kolejn zagadk« natury.
Tymczasem zmiany socjologiczne
dotkn«¸y rwnieý obszaru nauki:
juý i naukowcy chc nie tylko od-
krywa, ale takýe mie swoj krom-
k« chleba z mas¸em i szynk. Na-
uka sta¸a si« zawodem, nie po-
wo¸aniem. Szko¸y podyplomowe
nieomal gwarantuj uzyskanie
stopnia doktora po kilku latach
ærednio wyt«ýonej pracy. Podobno tyl-
ko w naszym stuleciu liczba ludzi uzna-
jcych si« za naukowcw przewyýszy-
¸a ca¸kowit ich liczb« w historii. Czy
oznacza to, ýe jakoæ przesz¸a w iloæ?
Zakres zjawisk obejmowanych poj«-
ciem zawodowej nieuczciwoæci jest bar-
dzo szeroki. W ksiýce Kohna s opisa-
ne takie odst«pstwa od norm etycznych
jak przede wszystkim poprawianie sta-
tystyki badaÄ, co prawdopodobnie zda-
rzy¸o si« Mendlowi i Newtonowi. Ro-
bili to ludzie genialni, ufajcy swojej
intuicji, niecierpliwie chccy przeka-
za znaczce poznawczo regu¸y przyro-
dy. Ale takýe przeprowadzano ekspe-
rymenty, w ktrych ãwychodzi¸oÓ to,
czego oczekiwa¸y autorytety i publicz-
noæ. Opisywano jako realne zjawiska
rejestrowane doæwiadczalnie w warun-
kach ãgranic wykrywalnoæciÓ (s¸ynne
promieniowanie towarzyszce jakoby
podzia¸om komrkowym).
Im bardziej spo¸eczeÄstwo oczekiwa-
¸o efektw praktycznych p¸yncych z
nauki, tym wi«cej Ð pisze Kohn Ð od-
notowywano oszustw naukowych. Wy-
daje si«, ýe nasili¸y si« one rwnieý
w ostatnim p¸wieczu ze wzgl«du na
procedury finansowania nauki i zasa-
dy organizacji zespo¸w naukowych.
Projekt badawczy rodzi si« wtedy,
gdy okreælone zadania, ktre dopiero
b«d wykonane, zostaj opisane w po-
88 å
WIAT
N
AUKI
Marzec 1997
C
a¸y system poznawczy nauki
badania te podejmie natychmiast kolejna
grupa uczonych (przypomnijmy sobie
afer« z zimn fuzj) i oszustwo szybko
wyjdzie na jaw. Nieomal automatycznie
zadzia¸a mechanizm samokontroli na-
uki. Wystarczy doda do tego (moim
zdaniem na razie szwankujcy) system
ærodowiskowego ostracyzmu w stosun-
ku do oszusta, a problem fa¸szywych
prorokw w nauce na pewno uzyska
mniejszy wymiar.
Na koniec moýe warto pami«ta, ýe
skandale w nauce cz«æciej docieraj
ostatnio do szerokiej publicznoæci: w bra-
ku nowej wojny lub afery szpiegowskiej
mog one od biedy zaj pierwsze
strony gazet. Zyska¸y rwnieý na kolo-
rycie: prowadzc jedno z takich æledztw,
sprawdzano w policyjnym zak¸adzie
kryminalistyki, czy notatki w dzienni-
ku laboratoryjnym robione by¸y d¸ugo-
pisem znajdujcym si« juý na rynku
w okresie, na ktry wskazywa¸a data za-
piskw [patrz: ãZ czystym kontemÓ;
åwiat Nauki
, styczeÄ 1997].
Nasze czasy przynios¸y rwnieý wie-
le dylematw, ktrych dawniej w nauce
nie by¸o; ciekawy wydaje mi si« przy-
k¸ad Kohna dotyczcy linii komrkowej
KG-1. Komrki pobrano od chorego na
bia¸aczk«, przekszta¸cono w stabiln li-
ni« komrkow, podzielono si« nimi
z inn pracowni, w ktrej wykryto, iý
wytwarzaj one pot«ýny ærodek prze-
ciwwirusowy, interferon. Wtedy znala-
z¸y si« w r«kach kolejnych dwu naukow-
cw, ktrzy zbadali struktur« tego typu
interferonu, a nast«pnie przekazali za-
danie firmie biotechnologicznej, aby ko-
rzystajc z linii KG-1, przygotowa¸a tech-
nologi« produkcji przebadanego juý
interferonu. Konia z rz«dem temu, kto
rozstrzygnie bezspornie, czyj w¸aæci-
wie w¸asnoæci by¸y w tym momencie
komrki KG-1, a czyj preparat interfe-
ronu przygotowany do zastosowaÄ kli-
nicznych! Jakiý pi«kny proces sdowy
do opisania na pierwszych stronach go-
nicych za sensacjami pism!
Nie sposb wyliczy wszystkich typw
oszustw, k¸amstw i przeinaczeÄ cytowa-
nych i usystematyzowanych przez Kohna.
W koÄcu rzecz dotyczy æmietanki intelek-
tualnej spo¸eczeÄstwa, a wi«c i wyobra-
nia, i pomys¸owoæ tu reprezentowane s
najwyýszej prby. Po lekturze tej ksiýki
nabieramy przekonania, ýe ãtemu koÄca
by nie moýeÓ, ale teý, ýe w tej dziedzi-
nie, raczej pr«dzej niý pniej, prawda
zwyci«ýy. A to juý coæ znaczy!
Szkoda tylko, ýe doæ cz«sto w tekæcie
przek¸adu zdarzaj si« potkni«cia t¸uma-
cza, ktremu chyba j«zyk porozumie-
wania si« biologw molekularnych nie
jest znany z bezpoæredniego kontaktu.
Magdalena Fikus
KOMENTARZ
ZADZIWIENIA
Philip Morrison
Tasowanie Poincargo
wszego stycznia 1997 oko¸o godz.
24.00 Ziemia znalaz¸a si« najbliýej
S¸oÄca w tym roku. Eliptyczna orbita,
po ktrej wszyscy podrýujemy, nie jest
wcale sp¸aszczona; przypomina raczej
okrg. G¸wnym miernikiem jej elip-
tycznoæci jest oddalenie S¸oÄca od ærod-
ka. W najprostszym newtonowskim
uk¸adzie dwch cia¸ Ð zbudowanym na
przyk¸ad ze S¸oÄca i planety Ð porusza-
jcych si« pod wp¸ywem wzajemnego
przycigania grawitacyjnego, za-
wsze zaobserwujemy to samo:
gdy juý zaczn krýy wok¸ sie-
bie, ich orbity przez ca¸y czas b«-
d zamkni«tymi elipsami.
Orbity planetarne nie s jed-
nak tak porzdne Ð a moýe nud-
ne Ð jak w tym przyk¸adzie.
Wiecznoæ elips obowizuje tylko
w przypadku uk¸adu dwch cia¸.
Gdy mamy do czynienia z trze-
ma (lub wi«ksz liczb) oddzia¸u-
jcych ze sob obiektw, nie po-
trafimy przewidzie, jak b«d wyglda¸y
ich orbity po d¸ugim czasie. Dlaczego
uk¸ad trzech cia¸ tak bardzo rýni si« od
uk¸adu dwch cia¸? Moýemy to zrozu-
mie bez uciekania si« do matematyki.
Wiemy, ýe planety s drobinkami
w porwnaniu ze swymi rozleg¸ymi or-
bitami. Wyobramy sobie masywne
S¸oÄce w centrum, planet« poruszaj-
c si« wok¸ niego po wielkim okr«gu
i trzecie cia¸o Ð niewielk planetoid« lub
komet« Ð o masie tak ma¸ej, ýe jej wp¸yw
na dwa pozosta¸e obiekty niemal zawsze
moýna pomija. Umieæmy komet« na
orbicie po¸oýonej w tej samej p¸aszczy-
nie, co orbita planety, ale niech to nie
b«dzie okrg. Wybierzmy raczej wyd¸u-
ýon elips«, w ktrej ognisku znajduje
si« S¸oÄce.
Kometa okrýa S¸oÄce w niewielkiej
odleg¸oæci, nast«pnie si« od niego odda-
la Ð daleko poza okrg¸ orbit« planety
Ð by po jakimæ czasie powrci i zacz
wszystko od nowa. Planeta w«druje
spokojnie, powodujc niewielkie zabu-
rzenia w eliptycznej orbicie komety. Ko-
meta regularnie przecina orbit« plane-
ty, ale przez wi«kszoæ czasu oba cia¸a
znajduj si« daleko od siebie. Cho
wærd niezliczonej liczby okrýeÄ zda-
rzy si« i takie, w ktrym dojdzie do zbli-
ýenia komety i planety.
Mimo ýe podczas zbliýenia cia¸a si«
ze sob nie zetkn, oddzia¸ywanie gra-
witacyjne moýe wzrosn milionkrot-
nie. Wp¸ynie to na ruch. Kometa zo-
stanie przerzucona na now orbit« za-
krzywiajc si« wok¸ planety. Poru-
szajca si« planeta moýe przekaza ko-
Ruch orbitalny Merkurego
wykazuje oznaki niestabilnoæci
Ð niewykluczone,
ýe b«dzie to nast«pna planeta,
ktra zostanie wyrzucona
z Uk¸adu S¸onecznego.
mecie energi« lub j od niej przechwyci.
Kometa zaæ Ð uciec z uk¸adu na zawsze,
jeæli uzyska pr«dkoæ wystarczajc, by
wyzwoli si« spod wp¸ywu przyciga-
nia odleg¸ego S¸oÄca. ûaden prosty wzr
nie zdo¸a przewidzie ostatecznego wy-
niku spotkania.
Dowolnej d¸ugoæci cig orbitalnych
spotkaÄ nazywam ãtasowaniem Poin-
cargoÓ na czeæ francuskiego matema-
tyka JulesÕa-Henriego Poincargo ýyj-
cego na prze¸omie XIX i XX wieku.
Jeszcze przed 1900 rokiem udowodni¸
on, ýe nawet najd¸uýej rejestrowana
punktualnoæ w ruchu cia¸ nie gwaran-
tuje, iý zestawione na jej podstawie tabli-
ce nie rozmin si« po pewnym czasie
z rzeczywistoæci.
W uk¸adzie dwch cia¸ ýadne nie-
szcz«æcie si« nie zdarzy, gdyý nie ma
pod r«k trzeciego cia¸a, ktre mog¸oby
dostarczy troch« energii. W tym naj-
prostszym przypadku przewidywania
b«d doskonale zgodne z rzeczywisto-
æci; zadbaj o to rýne prawa zacho-
wania, w tym prawo zachowania ener-
gii. Praw tych jest jednak w mechanice
å
WIAT
N
AUKI
Marzec 1997
89
S
zcz«æliwego Nowego Roku! Pier-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •