Udręka (rozdz. 18-19 + epilog), Udręka

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o wystroju wnętrz pokrywała stolik, w ulubionych
miejscach pozakładano je rachunkami, w oczekiwaniu
na te piękne czasy, kiedy marzenia rodziców się spełnią,
czyli spłacą hipotekę i będą mieli dodatkowe pieniądze
na remont. Andrew, histeryczny pudel miniaturka na-
leżący do jej matki, przytruchtał, by obwąchać gości
i ugryźć Luce w kostkę.
Ojciec Luce postawił jej torbę w korytarzu i objął
ją. Luce obserwowała ich odbicie w wąskim lustrze na-
przeciw wejścia
-
ojciec i córka.
OSIEMNAŚClE
Jego okulary bez oprawek zsunęły się z nosa, gdy
pocałował ją w czubek znów czarnej głowy.
-
Witaj w domu, Lucie
-
powiedział.
-
Tęskniliśmy
za tobą.
Luce zamknęła oczy.
ŚWIĘTO DZIĘKCZYNIENIA
- Ja też za wami tęskniłam.
-
Po raz pierwszy od
wielu tygodni nie okłamała rodziców.
Dom był ciepły i pełen upajających aromatów Święta
Dziękczynienia. Odetchnęła i już mogła sobie wyobra-
zić wszystkie owinięte folią aluminiową dania czekają
-
ce w piekarniku. Pieczony indyk z nadzieniem grzybo
-
wym - specjalność jej ojca. Sos jabłkowo-żurawinowy,
lekkie drożdżowe bułeczki i paszteciki z nadzieniem
dyniowo-pękanowym
-
dzieło jej matki
-
których było
tyle, że mogliby nakarmić cały stan. Musiała gotować
już od tygodnia.
Kiedy Luce przeszła przez frontow
e
drzwi domu ro-
dziców w Thunderbolt, wszystko wyglądało tak samo
jak zawsze
-
wieszak w przedpokoju wciąż wyglądał
tak, jakby miał się zaraz przewrócić pod ciężarem zbyt
wielu płaszczy. Zapach prześcieradeł prosto z suszarki
i środków czystości wciąż sprawiał, że dom robił wraże-
nie czystszego niż w rzeczywistości. Kwiecista sofa w sa-
lonie wyblakła od porannego słońca, które wpadało
przez żaluzje. Sterta poplamionych herbatą magazynów
Matka Luce wzięła ją za ręce. Jej orzechowe oczy
były nieco wilgotne.
416
417
- Jak się masz, Luce? - spytała
.
- Wszystko w po
-
rządku?
Powrót do domu był wielką ulgą. Luce czuła
,
że jej
oczy również wilgotnieją. Pokiwała głową i przytuliła
matkę.
Sięgające do ramion włosy matki były ułożone i po-
lakierowane, jakby poprzedniego dnia
.
odwiedziła
sa-
lon piękności. Cóż, znając ją, pewnie właśnie tak było.
Wydawała się młodsza i ładniejsza niż pamiętała Luce.
W porównaniu ze starymi rodzicami, których próbo-
wała odwiedzić w Mount Shasta - a nawet z Verą -
mama Luce wyglądała na radosną i ożywioną, nie do-
tkniętą smutkiem.
To dlatego, że nigdy nie musiała poczuć tego, co
czuli tamci, kiedy utracili córkę. Utracili Luce
.
Jej ro-
dzice całe swoje życie związali z nią
.
Gdyby umarła
,
to
by ich zniszczyło.
Nie mogła umrzeć tak, jak w przeszłości. Tym razem
,
nie mogła zniszczyć życia swoich rodziców, teraz, kiedy
wiedziała więce
j
o swojej przeszłości
.
Zrobi wszystko
co konieczne, by pozostali szczęśl
i
wi
.
Matka zbierała tymczasem kurtki i czapki pozostałej
czwórki nastolatków
,
którzy stali w korytarzu.
- Mam nadzieję, że twoi przyjaciele nie zostawili
apetytów w szkole.
Shelby wskazała palcem na Milesa.
- Lepiej niech pani uważa
,
czego sobie pani życzy
.
To było typowe dla jej rodziców
,
że nie mieli ni
c
przeciwko bandzie niespodziewanych gości przy świą
-
tecznym stole.
Kiedy chrysler New Yorker należący do jej ojca tuż
przed południem wjechał przez wysoką żelazną bramę
Sword
&
Cross, Luce już na niego czekała. Poprzed-
niej nocy nie mogła spać
.
Dziwne wrażenie powrotu
do Sword
&
Cross i zdenerwowanie na myśl o tak nie-
zwykłym towarzystwie w Święto Dziękczynienia spra-
wiły, że nie mogła się uspokoić.
Na szczęście, ranek minął bez większych incyden-
tów - uścisnąwszy ojca dłużej i mocniej niż kiedykol
-
wiek, wspomniała, że paru jej przyjaciół nie ma gdzie
s
i
ę podziać w święta.
Pięć minut
p
óźniej wszyscy siedzieli w samocho-
dzie.
Teraz kręcili się po rodzinnym domu Luce, oglądając
jej oprawione w ramki zdjęcia z różnych niezręcznych
okresów jej życia, wygląda
l
i przez te same okna, przez
które ona wyglądała przez ponad dziesięć lat
,
zajadając
płatki śniadaniowe. To było nieco surrealistyczne. Gdy
Arriane wpadła do kuchni, by pomóc jej matce w ubi-
janiu śmietany, Miles zasypywał jej ojca pytaniami na
temat ogromnego teleskopu w gabinecie. Luce poczuła
nagły przypływ dumy, że jej rodzice sprawili, że wszys-
cy czuli się dobrze
.
Usłyszawszy klakson za oknem, aż podskoczyła
.
418
419
Usiadła na zapadającej się sofie i uniosła nieco ża-
luz
j
ę.
P
rzed domem czekała czerwono
-
biała taksów-
ka, wypuszczając w chłodne powietrze chmury spalin.
Okna były przyciemniane, ale pasażerem mogła być
ty
l
ko jedna osoba.
Callie.
Jeden z wysokich do kolan, czerwonych koz
a
ków
Callie w
y
sunął się przez tylne drzwi samochodu
i
sta-
nął na chodniku. Kilka chwil później Luce zobaczyła
twarz naj
l
epsz
e
j przyjaciół
k
i. Porce
l
anowa skóra Cal-
l
i
e był
a
zar
u
mieniona, a jej kasztanowe włosy krótsze
n
iż wcześ
n
iej, prz
yc
ięte po skosie. Jasnoniebieskie oczy
m
i
go
t

y
. Z jakiegoś powodu zag
l
ądała co chwila z po-
wrotem do samochodu.
-
Na co s
i
ę gapisz?
-
spytała Shelby i też uniosła
ż
aluzję. Po drugiej stronie Luce usadowił się Roland
i
również wy
j
rzał na zewnątrz
.
W sam raz, żeby zobaczyć Daniela, wysiadającego
z taksówki
..
.
Ale co
,
do diabła, robili tutaj?
-
Najwyższa pora
-
mruknął Roland.
Po drugiej stronie Shelby spytała:
-
Kto ich zaprosił?
-
O to samo ch
c
iałam zapytać
--
powiedziała Luce,
ale nie mogła się ni
e
zachwycić na widok Danie
l
a. Choć
sprawy między nimi się nie układały.
-
Luce
. -
Roland zaśmiał się na widok jej mi
n
y,
kiedy patrzyła na Daniela.
-
Nie sądzisz, że powinnaś
otworzyć drzwi?
Rozległ się dzwonek
.
- Czy to Callie?! - zawołała mama Luce z kuch
n
i,
przekrzykując hałas robota kuchennego.
-
Już otwieram!
-
odkrzyknęła Luce, czując zimny
ból w piersi
.
Oczywiście, że chciała spotkać się z Callie. Ale zro-
zumiała, że od radości na widok najlepszej przyjaciółki
silniejszy był głód Daniela. Pragnęła go dotknąć, wziąć
w ramiona i odetchnąć nim
.
Przedstawić go rodzicom.
I Cama, który siedział obok kierowcy.
Luce sapnęła na i
c
h widok
.
Obaj mieli długie ciemne płaszcze, podobne do tych,
które nosili w scenie widzianej przez nią w Głosicie-
lu. Ich włosy błyszczały w promieniach słońca. I przez
chwilę, przez krótką chwilę Luce pamiętała, dlaczego
obaj tak bardzo ją zaintrygowali w Sword & Cross. Byli
pięk
n
i. Nie dało się
t
emu zaprzeczyć. Nierealnie, nie
-
naturalnie oszałamiający.
Zobaczą to, prawda? Zauważą, że oto Luce zn
a
lazła
kogoś, kto zmienił jej życie na zawsze.
- Szczęśliwego Święta Dziękczynienia!
-
powiedział
ktoś wysokim głosem z mocnym południowym akc
e
n
-
tem. Luce musiała zamrugać kilka razy, zanim jej mózg
przyjął widok przed jej oczami
.
Gabbe, najpiękniejszy i najlepiej wychowany anio
ł
ze Sword & Cross, stała na ganku w różowym mo
-
herowym sweterku. Wspaniałe blond włosy zaplotła
420
421
w mnóstwo warkoczyków upiętych na czubku głowy.
Jej miękka skóra emanowała lekkim blaskiem
-
całkiem
podobnym do tego
,
który bił od Franceski
.
W jednym
ręku trzymała bukiet białych mieczyków, a w drugim
oszroniony kubełek lodów.
Obok niej stała demonica Molly Zane. Jej utlenione
blond włosy już odrastały. Podarte czarne dżinsy dos-
konale pasowały do wytartego czarnego swetra
,
jakby
wciąż kierowała się zasadami ubioru obowiązującymi
w Sword
&
Cross. Od czasu ostatniego spotkania do-
robiła się kolejnych kolczyków na twarzy. Pod pachą
trzymała niewielki żeliwny kociołek
.
Wpatrywała się
w Luce
.
Luce widziała innych, idących długą, wijącą się
ścieżką. Daniel trzymał na ramieniu walizkę Callie
,
ale to Cam pochylał się nad jej najlepszą przyjaciółką
i z uśmiechem opierał dłoń na jej ramieniu
,
mówiąc
coś
.
Callie wyglądała
, j
akby nie w
i
edziała, czy ma być
zdenerwowana
,
czy zauroczona.
- Byłyśmy w okolicy - powiedzia
ł
a z promiennym
uśmiechem Gabb
e,
podając L
u
ce kwiat
y.
- J
a
z
r
obi
ł
am
domowe lody waniliowe, a Molly przyniosła przekąskę.
-
Krewetk
i
w ostrym sosie. - Molly uniosła pokryw-
kę i Luce poczuła czosnek
.
- Przepis rodzinny.
Molly opuściła pokrywkę
i
przepchnęła się obok
Luce do środka, po drodze wpadając na Shelby.
- Przepraszam!
-
powiedziały obie jednocześnie,
spoglądając na siebie podejrzliwie.
- Doskonale. - Gabbe pochyliła się i uścisnęła
Luce. - MoUy znalazła przyjaciółkę.
Roland zaprowadził Gabbe do kuchni i Luce w koń-
cu mogł
a
przyjrzeć się Callie. Kiedy spojrzały sobie
w oczy, nie mogły się powstrzymać
-
obie
wyszczerzyły
się i podbiegły do sieb
i
e
.
Uderzenie ciała Callie pozbawiło Luce tchu
,
ale to
było bez zn
a
czenia. Objęły się mocno i zatopiły twarze
w swoich włosach - śmiały się, jak potrafią się śmiać
tylko bardzo dobrzy przyjaciele po zbyt długim roz-
stani
u
.
Luce niechętnie odsunęła się i odwróciła do dwóch
chłopaków stojących kawałek dalej
.
Cam wyglądał
tak samo jak zawsze - opanowany i swobodny, gładki
i p
r
zystojny.
Ale Dani
e
l wydawał się skrępowany -
i
nie bez po-
wodu
.
Nie rozmawiali od czasu, kiedy zobaczył, jak
ona c
a
łuje się z Milesem, a teraz stali razem z najlep
-
szą przy
j
aci
ó
łką Luce i
w
rogi
e
m Daniela, który stał się
jego ... nie
w
iedziała
,
kim Cam jest teraz dla Daniela
.
Ale
..
.
Danie
l
p
r
zysz
e
dł do jej domu
.
Do domu jej
rodziców.
Czy
s
t
r
ac
i
liby panowanie nad sobą, gdyby się dowie-
d
zieli
, k
im naprawdę jest? Jak miała przedstawić goś-
cia
,
który był tys
i
ące razy odpowiedzialny za jej
śmierć,
do którego czuła magn
et
yczne przyciąganie przez nie-
mal cały czas, który był niem
o
żliwy, n
i
euchwytny, ta-
jemniczy, a czasem nawet podły, którego m
i
łości nie
4
2
2
423
rozumiała, który
-
na miłość Boską!
-
współpracował
z diabłem i który
-
sko
r
o uznał, że pojawienie się tutaj
bez zapr
o
s
z
enia w towarzystwie demona było dosko-
nałym pomysłem
-
może wcale tak dobrze jej nie znał
.
-
Co wy tu robicie?
-
Jej głos brzmi
a
ł sucho, nie
mogła b
o
w
i
em poro
z
mawiać z Danielem, nie rozma-
wiając
j
ednocześnie z
C
amem, a zawsze, kiedy rozma
-
wiała z Camem, miała ochotę rzucić w niego czymś
c
i
ężkim
.
Cam odezwał się pierwszy:
- J
a tobie też życz
ę
szczęśliwego Święta Dziękczynie-
nia. S
ł
ysz
el
iśmy, że
t
wój dom to dziś miejsce, w którym
trzeba
b
yć.
-
Wpad
l
iśmy na lotnisku na twoją przyjaciółkę
-
dodał Daniel
b
eznamiętnym tonem, którego używał,
kiedy przebywali z Luce w miejscu publicznym.
Ten form
a
lny ton sprawił, że Luce tym bardziej
pragnęła znaleźć się z nim sam na sam, by mogli być
prawdziwi
.
I by mogła chwycić go za klapy tego głu-
piego płaszcza i potrząsać nim tak długo, aż wszystko
jej wyjaśni.
- Pogadaliśmy, wzięliśmy jedną taksówkę
-
dodał
Cam, mrugając do Callie.
C
a
llie uśmiechnęła się do Luce.
-
Wyobrażałam sobie prywatne spotkanie w domu
Price'ów, ale tak jest jeszcze lepiej
.
Teraz uda mi się zdo
-
być naprawdę sensacyjny materiał.
Luce czuła, jak przyjaciółka się jej przygląda, us
iłu
-
jąc się domyślić, o
c
o chodzi z tymi dwoma face
t
ami
.
Święto Dziękczynienia miało wkrótce stać się napraw
-
dę niezręczne. Nie tak miało być.
- Czas na indyka! - zawołała jej matk
a,
stoją
c
w drzwiach. Jej uśmiech zmienił się
w
niezręczny gry-
mas, kiedy zobaczyła otaczający Lu
c
e t
ł
um. - Luce,
co się dzieje?
-
Na brzuchu m
i
ała swój sta
ry
far
tuch
w zi
e
lono
-
białe paski.
-
Mamo - powiedziała Luce - to jest Callie, to Cam,
a to ...
-
Chciała położyć dłoń na ramieniu Dani
e
l
a
,
zrobić coś, cokolwiek, żeby jej matka zrozumiała
,
że o
n
jest wyjątkowy, że to ten jedyny
.
I jednocześnie poka-
zać mu, że wciąż go kocha, że wszystko się między nimi
ułoży. Ale tylko stała bez ruchu.
-
... Daniel
.
- W porządku. - Matka przyjrzała się każ
d
em
u
z nowo przybyłych. - Cóż, w
i
tajcie. Luce
, k
ocha
nie,
możemy porozmawiać?
Luce podeszła do matki, unosząc palec w stron
ę
Cal-
He
,
by pokazać jej
,
że zaraz wraca. Pod
ą
ż
y
ła z
a
m
atką
przez przedpokój i ciemny
k
oryta
r
z obwi
e
szon
y z
dję-
ciami Luce z dzie
c
iństwa, a nast
ę
pnie do prz
y
tu
l
n
e
j s
y
-
p
i
alni rodziców. Matka usiadła na łóżku na
b
ia
ł
ej kapie
i założy
ł
a ręce na piersi.
-
Chcesz mi coś powiedzieć?
- Tak mi przykro, mamo
-
odpowiedz
i
ała Luc
e
i
opadła na łóżko.
424
425
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •