Uciekajaca Krolowa 2, Kroniki Bane'a

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ś Kroniki Bane'a Ś,,Uciekajšca KrólowaCassandra ClareTłumaczenie: JimmyKKorekta: SemperKielich, Stela, Miecz Anioła - zabijemy dzi demona -https://www.facebook.com/ShadowhuntersPolandŚ Paryż ŚCzerwiec, 1791W letnie poranki w Paryżu roznosił się zapach, którym rozkoszował sięMagnus. Było to zaskakujšce ponieważ pachniało serem, który był wystawiony nasłońce na cały dzień i rybami, jak i mniej ich pożšdanymi częciami. Był to zapachludzi i wszystkich rzeczy, które wytwarzajš (to nie odnosi się do sztuki i kultury, aledo podstawowych spraw, które były wyrzucane przez okna z wiader). Były tezapachy przerywane innymi, które przemieszczajš się szybko z ulicy na ulicę, zbudynku do budynku. Mocny powiew z piekarni mógł być nieoczekiwaniezastšpionym przez zapach gardenii z ogrodu, który ustępował mocno wyczuwalnemui nieprzyjemnemu zapachu żelaza z rzeni. Paryż byłby niczym bez Sekwanypompujšcej wcišż jak tętnica, zbiorem szerszych ulic, zwężajšcych się donajmniejszych alejek... i każdy cal tego miał zapach.To wszystko pachniało życiem - w każdej formie i stopniu.Zapach dzisiaj, jednak, był nieco silniejszy. Magnus wybrał nieznanš trasę,która zabrała go do doć wyboistej częci Paryża. Droga nie była tutaj gładka. Byłopiekielnie goršco wewnštrz jego karocy, gdy jechał naprzód. Magnus ożywił jeden zeswoich wspaniałych, Chińskich wiatraków, który powiewał bezskutecznie w jegostronę, ledwie wytwarzajšc wiatr. Było, jeżeli miał być całkowicie szczerym zsamym sobš (nie chciał być), trochę zbyt goršco dla jego nowej pręgowanejniebiesko-różowej marynarki, zrobionej z tafty i satyny, i jedwabnej, poprzeczniepršżkowanej kamizelki, na której był wyhaftowany obraz ptaków i aniołków.Kołnierzyk koszuli frakowej, peruka i jedwabne bryczesy, jak i wspaniałe nowerękawiczki w najbardziej delikatnym cytrynowym kolorze... to wszystko było zaciepłe.Jednakże jeżeli kto może wyglšdać tak wspaniale, ów osoba jest zobowišzanaby to robić. Należy nosić to wszystko, lub nie nosić nic z tego.Usadowił się wygodnie w siedzeniu i zaakceptował dumnie pot, zadowolony,że żyje względem swoich zasad, które zostały powszechnie przyjęte w Paryżu.Ludzie tutaj zawsze byli o krok dalej od najnowszej mody. Mieli peruki, któreuderzały o sufit; miniaturowe łodzie; ekstrawaganckie jedwabie; na biało malowaneciany; mocno zaróżowiali sobie policzki (mężczyni i kobiety); ozdobne pieprzyki;krawiectwo; te barwy... W Paryżu można było mieć kocie oczy (jak on) i mówićludziom, że to kolejny chwyt mody.W wiecie, jak w tym, jest dużo pracy dla przedsiębiorczego czarownika.Arystokraci kochali szczyptę magii i byli chętni płacić za niš. Opłacali szczęcie przystole do grania w faro1. Płacili za to, by ich małpy mówiły, ptaki piewały ichulubione arie z opery, by sprawić, żeby ich diamenty błyszczały w różnych kolorach.Pragnęli mieć pieprzyki w kształcie serc, kieliszki do szampana i by gwiazdyspontanicznie pojawiały się na ich policzkach. Chcieli olnić swoich goci tym, jakogień buchał z ich fontann, a następnie rozmieszyć tych samych ludzi dziękiszezlongowi, który błšdził wszerz ich pokoju. Ich listy z probami co do sypialni -cóż, zachował z nich staranne notatki.Mówišc wprost, ludzie w Paryżu i w jego sšsiadujšcym miecie królówVersailles byli najbardziej dekadenckimi ludmi, jakich Magnus kiedykolwiekspotkał i cenił ich za to dogłębnie.Oczywicie, rewolucja trochę to utrudniała. Magnus był codziennieprzypominany o tym fakcie - nawet teraz, gdy odsunšł niebieskie, jedwabne zasłonypowozu. Kilku Sankiulotów2 posłało mu przenikliwe spojrzenie popychajšc swojewózki lub sprzedajšc mięso kotów. Magnus dzierżył apartamenty w dzielnicy Marais,przy ulicy Rue Barbette, bardzo blisko Hotelu de Soubise, domu jego starego (iniedawno zmarłego) przyjaciela, Księcia Soubise. Czarownik miał tam wolny wstępby spacerować po ogrodach lub przyjmować tam goci kiedykolwiek tylko będziechciał. W rzeczywistoci mógł wejć do jakiejkolwiek iloci wspaniałych posiadłociw Paryżu i być tam serdecznie przywitanym. Jego arystokratyczni przyjaciele byli wwiększoci głupcami, ale byli nieszkodliwi. Teraz jednak problematycznym było byćwidywanym w ich towarzystwie. Już nie było pożšdane bycie bogatym lub byciespokrewnionym z bogaczami. Francję opanowali producenci smrodu, nieumyte masy- przemieniajšc wszystko na ich drodze w brud.Jego uczucia względem rewolucji były mieszane. Ludzie głodowali. Cenachleba była wcišż za bardzo wysoka. Nie pomogło to, że królowa Maria Antoninapowiedziała, że jeżeli ludzie nie mogš sobie pozwolić na chleb, zasugerowała by jedliciastka. Było to dla niego logiczne, że ludzie powinni żšdać i otrzymywaćpożywienie, opał i wszystkie podstawowe rzeczy do życia. Magnus zawsze czuł sięubogo i nędznie. Ale w tym samym czasie nigdy nie był w takim społeczeństwie jakw tym, cudownym jak w Francji, przy jej oszałamiajšcej pełni rozkwitu i ekscesach. Iodkšd lubił podekscytowanie, lubował też posiadać jaki sens tego, co się dzieje, a touczucie było dostarczane w ograniczeniu. Nikt nie był pewny kto jestodpowiedzialny za kraj. Rewolucjonici sprzeczali się przez cały czas. Konstytucjabyła pisana od zawsze. Królowa i król żyli, i ponoć wcišż mieli nieco władzy, ale bylikontrolowani przez rewolucjonistów. Cyklicznie mordowano, palono, atakowano,wszystko w imieniu wyzwolenia. Życie w Paryżu było jak mieszkanie w beczce zprochem, która została ułożona na szczycie kilku innych, które były na statku,kołyszšc się po omacku na morzu. Wcišż było to przeczucie, że pewnego dnia ludzie- nie wiadomo jacy - po prostu zdecydujš zabić każdego, kto mógł pozwolić sobie nakapelusz.Magnus westchnšł i oparł się, odcinajšc się od szeregu ciekawskich oczu,przykładajšc do nosa tkaninę, która była perfumowana jaminowym zapachem. Doć1 Gra karciana.tego smrodu i dręczenia. Podróżuje by zobaczyć balon.Ś Ś ŚOczywicie Magnus latał wczeniej. Ożywiał dywany i trzymał się na tyłachemigrujšcych stad ptaków. Ale nigdy nie latał dzięki ludzkiej ręce. Ta baloniarskarzecz była nowociš i szczerze, była trochę niepokojšca. Balon wystrzeliwał wpowietrze w fantastycznej i krzykliwej kreacji, przy czym cały Paryż patrzył naciebie...To, oczywicie, było powodem dlaczego spróbował.Balon napełniony ciepłym powietrzem obszedł go, gdy stał się pierwszy raznajnowszš modš w Paryżu, prawie dziesięć lat wczeniej. Jednak którego dnia, gdyMagnus najprawdopodobniej spożył za dużo wina, spojrzał w górę i zobaczył jeden znich na błękitnym niebie. Kształt jajka, zadziwiajšco dryfujšcy w przestrzeni, zezłotymi ilustracjami zodiakalnych znaków i kwiatu lilii, i nagle przezwyciężyła goochota by dostać się do kosza i lecieć nad miastem. To był kaprys i Magnus nieprzypisywał do tego nic bardziej znaczšcego niż to. Udało mu się wyledzić jednegoz braci Montgolfier tego samego dnia i zapłacić mu zbyt wiele luidor3 za prywatnšpodróż.A teraz Magnus był w drodze by podjšć się tej zaplanowanej podróży w togoršce popołudnie, mylšc znów ile wina musiał wypić, gdy to postanowił.To musiała być spora iloć wina.Jego powóz w końcu zatrzymał się w pobliżu Château de la Muette, niegdypięknym mały pałacu, teraz rozpadajšcym się. Magnus wyszedł na skwarnepopołudnie kierujšc się do parku. Powietrze było ciężkie i duszne, sprawiajšc że jegowykwintne ubrania leżały na nim ociężale. Szedł cieżkš, aż dotarł do miejscaspotkania, gdzie jego balon i załoga czekała na niego. Balon bez powietrza leżał natrawie - jedwab był piękny jak zawsze, ale ogólny efekt nie był tak imponujšcy jakprzypuszczał. Gdy podszedł do niego stwierdził, że ma lepsze szlafroki.Jeden z Montgolfierów (Magnus nie pamiętał którego zatrudnił) podszedł doniego szybko z wypiekami na twarzy.- Monsieur Bane! Je suis désolé4, monsieur, ale pogoda... dzisiaj nie jestsprzyjajšca. Jest nader nieznona. Widziałem błysk pioruna w oddali.Rzeczywicie, tak szybko, jak te słowa zostały wypowiedziane, rozległ sięodległy grzmot. Niebo miało zielonkawy odcień.- Lot nie jest dzisiaj możliwy. Może jutro. Alain! Balon! Przynie go!Gdy to mówił balon zaczšł toczyć się, zbliżajšc się w stronę małej altanki.Zaniepokojony Magnus zdecydował przejć się wokół parku zanim pogoda się3 Złota moneta francuska.4 Je suis désolé - przykro mi.pogorszy. Kiedy widział tu najbardziej atrakcyjne panie i dżentelmenówspacerujšcych tu, i wydawało się, że jest to miejsce, do którego przychodzili ludziekiedy czuli... zauroczenie. Jednak nie był to już dłużej prywatny teren leny i park.Bois de Boulogne był teraz otwarty dla ludzi, którzy używali w nim wyjštkowodobrej ziemi do uprawiania ziemniaków do jedzenia. Nosili na sobie bawełnę idumnie nazywali siebie Sankiulotami, co oznaczało ,,Nie noszšcy krótkich spodni''.Zakładali długie, robocze spodnie, rzucajšc długie, osšdzajšce spojrzenia nawykwintne bryczesy Magnusa, do których była dopasowana marynarka z różowymipręgami i lekko srebrzyste pończochy. To stawało się trudne - bycie fenomenem.Park wydawał się być wyjštkowo opustoszały od przystojnych, zauroczonychludzi. Wszyscy mieli długie spodnie, posyłali długie spojrzenia, mruczšc onajnowszym szaleństwie rewolucji. Ci bardziej szlachetni wyglšdali na nerwowych iodwracali wzrok na drogę, gdy przechodził koło nich kto ze Stanu Trzeciego5.Magnus zobaczył kogo, kogo znał i nie był z tego zadowolony. Szedł szybko,wprost w jego stronę, Henri de Polignac, ubrany w czarnym i srebrnym kolorze.Henri jest niewolnikiem Marcela Saint Cloud'sa, który jest głowš najpotężniejszegoklanu wampirów w Paryżu. Henri był stra... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •