Ucząc się miłości [Z], HP - Fanfiction, SS & HP

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł: Uczšc się miłociTytuł oryginału: Learning to loveLink do oryginału: http:/www. potionsandsnitches. ?sid=1291&chapter=1Autor: GoldenPhoenixUczšc się miłociRozdział 1Zielonooki chłopiec z kruczoczarnymi włosami leżał na małym łóżku w komórce pod schodami domu numer 4 na Privet Drive. Nie wiedział co było tego powodem, ale nie czuł się dobrze do tego stopnia, że nie był wstanie nawet wstać i przygotować niadania dla swojej ciotki i wuja, co z pewnociš ich nie uszczęliwi. Miał tylko nadzieję, że jego kara nie będzie zbyt surowa. Trzylatek zakaszlał, próbujšc nie zwymiotować. Wolał, żeby posiłek, który zjadł wczoraj wieczorem pozostał w jego brzuchu. W końcu nie wiedział kiedy jego ciotka i wuj pozwolš mu znowu jeć.- Chłopcze wyła stamtšd i przygotuj niadanie - powiedzał wuj Vernon otwierajšc z trzaskiem drzwi do komórki i wypychajšc małego chłopca na zewnštrz. Harry próbował utrzymać się na nogach, ale jego ciało było za słabe. Petunia Dursley podeszła do niego i przyłożyła rękę do jego czoła. Nienawidziła dotykać tego małego wira, ale zauważyła że od kilku dni dzieciak jest blady i bardzo się poci wykonujšc swoje obowišzki. Spojrzała na niego ze złociš zanim przemówiła do swojego męża.- Vernon, chłopak jest rozpalony. Jeli te wiry pojawiš się tutaj i dowiedzš się, że nie zabralimy go do lekarza możemy mieć kłopoty. - Vernon miał ochotę kopnšć chłopaka, ale wiedział, że gdyby to zrobił lekarz mógłby zobczyć lad. Jeli dobrze się przypatrzš i tak będš mogli rozpoznać stare szramy i siniaki na ciele chłopca.- Dobrze - powiedzał. Podniósł dzieciaka i zabrał go do samochodu.Kiedy przyjechali do szpitala recepcjonistka spojrzała szybko na blade dziecko i poszła po lekarza. Wkrótce Harry siedział na łóżku w gabinecie lekarza, który zrobił badanie krwi. Po paru godzinach otrzymał wyniki.- Jestecie krewnymi chłopca? - zapytał doktor Peterson. Petunia próbowała zachować spokój kiedy odpowiadała.- Tak. Co jest z nim nie tak? - zapytała majšc nadzieję że jej głos pozostał spokojny. Lekarz patrzył na nia poważnie.- Przykro mi to mówić pani Dursley, ale pani bratanek ma białaczkę. - Petunia i Vernon nie mogli uwierzyć w to co włanie usłyszeli. Zgodzili się przygarnšć chłopca, ale nie wyrażali zgody na opiekowanie się chorym dzieckiem. Pozory opanowania Petuni opadły i do jej spojrzenia wtargnšł gniew.- Dosyć tego. Ja i mój mšż nie jestemy w stanie dłużej się nim zajmować. Przykro mi, ale mamy już jedno dziecko i nie możemy sobie pozwolić na opiekę nad drugim. Od samego poczštku mylilimy się prygarniajšc go. - Lekarz nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Ten mały chłopiec był tylko dzieckiem i zasłużył na całš miłoć i przywišzanie jakie rodzice byli w stanie mu dać. A przed nim stali ludzie, którzy traktowali go jakby nie był niczym więcej poza kawałkiem gumy przyklejonym do ich butów.- Mam rozumieć, że nie muszę pytać skšd wzięły się te siniaki na jego ciele? - zapytał ostro doktor Peterson. Vernon odezwał się:- Nigdy nie prosilimy o chłopaka, ale przygarnęlimy go z dobroci naszych serc. Moja żona i ja nie jestemy w stanie dłużej się nim zajmować, może pan z nim zrobić co pan uważa za słuszne. - mówišc to Vernon wstał a za nim podšżyła jego żona, zostawiajšc przestraszonego Harry'ego samego z doktorem. Lekarz próbował umiechnšć się do chłopca, ale było to raczej trudne zadanie. Wiedział, że życie tego dziecka nie będzie proste i nie zazdrocił mu tego. Nie miał innego wyboru jak tylko zadzwonić po pomoc społecznš. Wkrótce pojawił się opiekun społeczny i, jako że nie było dostępnych rodzin zastępczych które mogłyby zajšć się chorym dzieckiem, umiecił chłopca w sierocińcu.Lekarz od razu rozpoczšł leczenie Harry'ego. Po szeciu miesišcach chemioterapii chłopiec zrozumiał, że został sam. Zrozumiał, że nikogo nie będzie przy nim, kiedy jego liczne włosy wypadnš i ani kiedy to wszystko przeronie go i będzie płakał. Terapia trwała już od roku, a on potrzebował szpiku kostnego do przeszczepu. Do tej pory jednak znaleli jeszcze takiego, który byłby zgodny z jego własnym. Każdy dzień był dla niego odliczaniem. Każdego dnia tracił siły i doktorowi Peteronowi było żal małego dziecka.Sierociniec nie był najlepszym miejscem dla Hary'ego. Zarzšdzał nim starszy mężczyzna Larry Winchester, który tak naprawdę nie dbał o swoich podopiecznych. Dostawał pienišdze za opiekowanie się sierotami dlatego kontynuował swojš działalnoć. Lubił także wypić, a za każdym razem kiedy przesadził z alkoholem wybierał sobie jedno z dzieci. Harry był jego ulubionym. Zawsze jednak dawał mu spokój przed jego wizytami w szpitalu. Nie mógł pozwolić żeby lekarz zobaczył siniaki na delikatnym ciele chłopca.Kiedy Harry miał pięć lat stał się cud. Doktor wezał Harry'ego i poinformował go że znaleli pasujšcy szpik kostny. Jedynym problemem był fakt, że operacja była bardzo kosztowna i sierociniec nie mógł za niš zapłacić. Harry popadł w depresję. Wiedział, że jeżeli nie zrobiš przeszczepu nie zostanie mu dużo czasu. Nie żeby życie, które prowadził było wspaniałe czy co z tych rzeczy, ale nie był gotowy na to, by umrzeć.- Wymylimy co - powiedał doktor Peterson. Harry próbował zdobyć się na umiech, ale zawiódł. Leżšc na łóżku szpitalnym i patrzšc na nowe lub ulepszone leki, które mu podoawali, marzył o życiu, które nie musiało polegać na wymiotowaniu, drżeniu w goršczce i cotygodniowych wizytach w szpitalu. Marzył o tym by przestać martwić się tym czy będzie żył, czy umrze. W końcu zasnšł pozwalajšc lekom działać w jego ciele.W międzyczasie w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart Albus Dumbledore siedział w swoim gabinecie, rozmylajšc o informacjach dotyczšcych Harry'ego Pottera, które otrzymał. Szukał chłopca od kilku lat i wierzył, że włanie go znalazł. Jaka czarownica mugolskiego pochodzenia, która miesziakała na odizolowanym terenie na obrzeżach miasta powiedziała, że widziała chłopca pasujšcego do opisu biegajšcego wokół pobliskiego sierocińca. Albus był bradzo zajętym człowiekiem i nie miał czasu na to, żeby osobicie sprawdzić czy ten chłopiec to Harry, więc zamierzał wysłać tam swojego Mistrza Eliksirów, Severusa Snape'a. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.- Proszę - powiedział Albus. Mężczyzna w długich szatach wszedł do pokoju i usiadł na krzele naprzeciwko biórka dyrektora.- Severusie jak miło cię widzieć. Masz ochotę na cytrynowego dropsa, czy może wolałby filiżankę herbaty?- Severus spiorunował wzrokiem dyrektora.- Skoro to ty wezwałe mnie do swojego gabinetu, powienienem domylić się, że zwyczajne grzecznoci nie wystarczš. Jakkolwiek, jeli próbujesz przekupić mnie słodyczami, żebym wykonał twoje polecenia, zapewniam cię, że nie ma takiej potrzeby - Albus zachichotał.- Zawsze wolałe przechodzić do sedna Severusie - Mistrz Eliksirów patrzył na Albusa czekajšc na polecenia. Dyrektor zaczšł mówić.- Jak dobrze wiesz, Harry Potter zniknšł 2 lata temu z domu swoich krewnych. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy żeby go znaleć, ale chłopiec nie został znaleziony. Aż do dzi. - Albus opowiedział czarownicy i sierocińcu a z każdym słowem spojrzenie Mistrza Eliksirów stawało się bardziej intensywne. Nie ma mowy - nie będzie szukał dzieciaka James'a Potter'a.- Wiesz że zrobiłbym cokolwiek o co by mnie poprosił, dyrektorze, ale to za wiele. Wiesz kim był ojciec chłopca i wiesz że nienawidzilimy się nawzajem. W oczach Albusa pojawiły się wesołe iskierki.- Harry nie jest swoim ojcem. Prawdopodobnie jest małym, przerażonym dzieckiem, które majšc trzy lata zostało porzucone w sierocińcu przez swoich krewnych. Dzieckiem, któremu od mierci James'a i Lily nikt nie okazał miłoci. Obawiam się, że jeli mu nie pomożemy, skończy jako następny Tom Riddle, a tego by z pewnociš nie chciał, prawda Severusie? - Severus zazmarł. Oczywicie, że nie chciał mieć do czynienia z następnym Czarnym Panem. Westchnšł ciężko i ustšpił dyrektorowi.- Dobrze, pójdę poszukać dzieciaka, ale kiedy go znajdę i sprowadzę do ciebie nie będę miał z nim już nic do czynienia. - Oczy Albusa migotały wesoło, jakby wiedział co czego Severus nie był jeszcze wiadomy.- Oczywicie, mój chłopcze, nie będę oczekiwał od ciebie niczego więcej. - Severus wymamrotał cicho co o manipulujšcych swoimi podwładnymi dyrektorach po czym szybko podniósł się z krzesła i wyszedł z gabinetu kierujšc się na dół do swoich komnat. Zabrał stamtšd płaszcz i podšżył w kierunku punktu aportacyjnego. Po chwili pojawił się z cichym trzaskiem przed sierocińcem, w którym mieszkał Harry Potter.Rozdział 2Severus omiótł zdegustowanym wzrokiem mugolskie otoczenie. Było to ostatnie miejsce, w którym miał ochotę być, dlatego wiedział, że im szybciej odnajdzie chłopca tym lepiej. Nachmurzony Mistrz Eliksirów wszedł do rozpadajšcego się budynku sierocińca i podszedł do recepcji.- Czym mogę służyć? zapytał stary, ociężały mężczyzna z piwem w ręku. Severus spiorunował go wzrokiem.- Szukam Harry'ego Potter'a. Powiedziano mi, że on tutaj mieszka. Przyszedłem go stšd zabrać. Larry Winchester obrzucił szybkim spojrzeniem złowieszczo wyglšdajšcego mężczyznę. Zdawał sobie sprawę, że jest to człowiek, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Spróbował się umiechnšć, ale wyszedł z tego jaki dziwny grymas.- Obawiam się, że w tym momencie chłopca tutaj nie ma powiedział. Severusa zmęczyły już te gierki. Chciał odpowiedzi natychmiast.- Panie Winchester zaczšł, spoglšdajšc na chwilę na plakietkę z nazwiskiem mężczyzny, przypiętš do jego koszuli. - Jeli w tej chwili nie powie mi pan gdzie jest pan Potter, zapewniam pana, że pana życie przestanie być przyjemne.Mężczyzna cofnšł się kilka kroków, uciekajšc poza zasięg długich ršk Severusa.- Harry Potter jest u lekarza. Powinien niedługo wrócić, ale ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •