Ucieczka z piekla - wspomnienia satanisty, Okultyzm

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
B
B
Lucas
UCIECZKA Z PIEKŁA.
PAMIĘTNIK SATANISTY.
Tytuł orginału - Vier Jahre Hölle und zürück
Przekład: Marta de Laurans
Copyright © 1995 by Gustav Lübbe Verlag GmbH, Bergisch Gladbach
Copyright © for the Polish edition by Agencja praw Autorskich i Wydawnictwo "Interart", Warszawa 1996
Copyright © for the Polish translation by Maria de Laurans
KOMENTARZ od NoName
Satanizm... Czym jest? Religią czy po prostu chęcią czynienia zła. Czy jest ktoś, kto potrafi odpowiedzieć
na to pytanie? Czy ktoś z nas zetknął się z tą najbardziej podziemną, okrutną i chorą odmianą satanizmu? Raczej
nie... Jest wielu, którzy określają się mianem satanistów. Mówią, że satanizm sam w sobie nie jest zły. Mówią, że
wszyscy się mylą... Być może mają rację... Lecz istnieją także inni sataniści. Ludzie, którzy pod płaszczykiem tej
wiary dają upust swym chorym pragnieniom, żądzom. Chęci zadawania bólu, posiadania władzy, zabijania. Znajdują
usprawiedliwienie dla swych czynów i chorej natury właśnie w kulcie Szatana...
Przedstawiamy Wam książkę - pamiętnik satanisty. Człowieka, który wpadł w sidła sekty czcicieli Szatana.
Ludzi chorych, okrutnych, nie znających litości. Chcemy pokazać Wam dzieje młodego chłopaka, który przez długi
czas nie mogąc uciec przed satanistami, bojąc się o własne życie, pozwolił zmienić się w okrutnego potwora.
Zmuszono go do okropnych rzeczy, zniszczył życie swoje i ludzi, na których najbardziej mu zależało. Pozwolił
sterować swoimi czynami, wykonywał rozkazy ludzi, którzy chcieli wykorzenić w nim wszelkie uczucia. Miłość,
przyjaźń, współczucie... coś takiego nie mogło dla niego istnieć. Pozostawała mu tylko nienawiść, spustoszona
psychika i ogromne poczucie winy spowodowane czynami, do których został przymuszony...
Jednak zanim rozpoczniecie lekturę, chcielibyśmy o coś Was prosić. Książka ta, ze względu na swoją tematykę nie
powinna być czytana przez osoby młode, których psychika nie jest jeszcze w pełni ukształtowana. Bardzo zależy
nam na tym abyście nas zrozumieli i spełnili naszą prośbę.
Z poważaniem
redakcja NoName
PRZEDMOWA
SATANIZM DZISIAJ
mówi ksiądz Jürgen Hauskeller
- Nie wierzę w ani jedno słowo napisane w tej książce. Taki problem nie istnieje, a już na pewno nie w
Niemczech.
Takie będą przypuszczalnie państwa wrażenia po przeczytaniu tej książki.
Przed dwoma laty zareagowałbym pewnie w ten sam sposób po podobnej lekturze. Wtedy to, w kwietniu 1993
roku, w moim mieście Sonderhausen, trzech licealistów zamordowało Sandro B. trzej sprawcy i krąg ich przyjaciół
przez lata mieli poprzez filmy wideo, literaturę i muzykę kontakt z ideologią satanistyczną. Istnieje bowiem
subkultura, która propaguje, przede wszystkim wśród młodzieży, idee satanizmu za pomocą obrazu, książek i taśm.
Podczas procesu przeciwko mordercom Sandro B. sędziowie stwierdzili, że wpływ satanizmu miał decydujące
znaczenie dla zmiany osobowości sprawców i doprowadził w rezultacie do popełnienia tego przerażającego czynu. A
i tak w Sonderhausen ujawnił się satanizm we wcześniejszym stadium rozwoju.
B
B
Nic nie przemawia za tym, że zamordowanie Sandro B. miało związek z obrzędem rytualnym, będącym
częścią czarnej mszy. Popełniony czyn nie był więc morderstwem rytualnym. Stwierdzeniu, że satanizm w
Sonderhausen jest wynalazkiem mediów i prasy, jednoznacznie zaprzeczają fakty i dowody przedstawione podczas
procesu w sali sądu w Mühlhausen. Wstrząsające było odkrycie, jak duże niebezpieczeństwo stanowi ideologia
satanistyczna i do jakich nieszczęść może doprowadzić, nawet w tak nierozwiniętej postaci, ze słabą strukturą
organizacyjną i naiwnie prowadzonymi rytuałami, ale za to z podłożem ideologicznym i silną osobą przywódcy.
Badania przeprowadzone jesienią 1994 roku przez Instytut Psychologii przy Uniwersytecie im. Fryderyka
Schillera w Jenie wśród uczniów szkół średnich w Turyngii wykazały, że 35,5 procent młodzieży miało kontakt z
praktykami okultystycznymi. Większość podawała jako przykład: wróżenie z kart i ruchów wahadełka, wirowanie
talerzyków. Do uczestnictwa w czarnych mszach przyznał się jeden procent młodzieży, co oznacza, że dwa tysiące
uczniów w Turyngii zetknęło się z satanizmem. Wyniki tej ankiety pokrywają się z liczbami z Nadrenii Palatynatu, a
więc sytuacja w innych krajach związkowych może być podobna. Nauczyciele i kuratorzy potwierdzają, że zjawisko
satanizmu jest przede wszystkim znane wśród uczniów szkół licealnych i zawodowych.
Powody są różne i nie można podać jednej przyczyny. Czar magii, siała złych mocy, ideologia zapewniająca
przewagę, wymagająca hartu ducha i posługująca się przemocą jest nieprawdopodobnie ekscytująca, tajemnicza i
bardzo przyciąga niektórych młodych ludzi.
W ciągu ostatnich dwóch lat zapoznałem się ze zjawiskiem satanizmu w jego całkiem jeszcze innej formie.
Poznałem osobiście Łukasza, który dzieli się w tej książce swoimi przeżyciami. Bardzo mnie wówczas poruszyła
jego historia. Już teraz wiem, że jest prawdziwa i nie stanowi wyjątku. Rozmawiałem również z Marlies, która zajęła
się Łukaszem w czasie, kiedy opuścił grupę satanistyczną i która napisała posłowie do tej książki. Łukasz nie był
jedynym, który szukał u niej pomocy i rady. Marlies opiekuje się także innymi, którzy usiłują odejść bądź też odeszli
już od satanizmu.
Specjaliści zajmujący się fenomenem satanizmu w Niemczech potwierdzili realność wspomnień spisanych w
tej książce. Istnieje w Niemczech silne środowisko satanistów zorganizowane na wzór lóż, z powiązaniami
międzynarodowymi. Podczas obrzędów popełniane są przestępstwa i dochodzi nawet do morderstw oraz składania w
ofierze nowo narodzonych i nie narodzonych dzieci. Niezależnie od tego, czy można akceptować każdy szczegół
zamieszczonej w tej książce relacji, cała działalność satanistów, z ich brutalnością i perwersją, odpowiada
rzeczywistości. To środowisko nie jest już przystanią dla zabłąkanej młodzieży, lecz polem działania dorosłych z
prawie wszystkich grup zawodowych i społecznych. Jest wielce prawdopodobne, że nowych członków rekrutuje się
spośród młodzieży, która w okresie dojrzewania, poszukując wzorców życia, uległa ideologii satanistycznej.
Pytanie, które pojawia się po lekturze tej książki, brzmi: Jak to się dzieje, że dochodzi do takich rzeczy i nie
ingeruje w nie państwo, policja i prawo? Przecież są popełniane przestępstwa, gwałcone kobiety i mordowani ludzie!
To nie może ujść bezkarnie. Aparat ścigania powinien się tym poważnie zająć!
Jak wynika z doświadczenia, wykrycie sprawców w tym przypadki jest wyjątkowo trudne. W grupach
satanistycznych obowiązuje ścisłe dotrzymywanie tajemnicy. Chcącym odejść od grupy zagraża się śmiercią. Z tego
powodu zmieniono w tej książce nazwy miejscowości i imiona postaci. Sądy, ścigając przestępstwa tego typu,
wymagają rzetelnego materiału dowodowego, przedstawienia ofiar i świadków. Z tego powodu nie powiodły się do
tej pory próby ukarania winnych. Przez kraje skandynawskie, a zwłaszcza Norwegię, przeszła w ostatnich latach fala
satanizmu. Ginęli ludzie, ponad dwadzieścia kościołów zostało spalonych. Prawo było bezsilne.
Słowo "bezradność" najwierniej określa sytuację w Niemczech. Kiedy poszkodowany zgłasza się na policję i
chce złożyć zeznania o działalności satanistów, zostaje z reguły odesłany, ponieważ nikt nie wierzy jego relacji. W
najlepszym razie protokół ląduje w segregatorze. Nierzadkie jest zjawisko, że ludzie chcący złożyć zeznanie o
przestępstwach popełnianych przez satanistów są wyśmiewani, ponieważ urzędnicy uznają ich opowieści za
niewiarygodną bzdurę.
Wiedza społeczeństwa na temat satanizmu, jako ugrupowania okultystycznego prowadzącego działalność
przestępczą, jest jeszcze bardzo mała. Przyczyną jest nieświadomość, obojętność i brak chęci do poznania
wszystkich tych okropieństw. Pojedyncze wydarzenia pobudzają na krótko opinię publiczną, tak jak proces w
Stanach Zjednoczonych przeciwko sataniście Charlesowi Mansonowi i jego zwolennikom. W 1969 roku
zamordowali oni w bestialski sposób ciężarną aktorkę Sharon Tate Polański, jej czterech gości i małżeństwo z
sąsiedztwa.
Przed paroma laty, z inicjatywy poszkodowanych i pod wpływem opinii publicznej, odbyła się w angielskiej
Izbie Gmin debata na temat przestępstw i wykroczeń popełnianych przez grupy satanistyczne. W wyniku debaty
powołano specjalną komisję przy Scotland Yardzie. Jak do tej pory jest to jedyny przypadek poruszenia tego
społecznego i międzynarodowego problemu, w wyniku którego podjęto decyzje polityczne.
Także politycy w Niemczech powinni poszukać rozwiązań, które pomogłyby ochronić obywateli przed
B
B
zagrożeniem ze strony satanistów. Pierwszym krokiem jest zapoznanie aparatu policyjnego i sądowniczego z
ideologią i praktykami grup satanistycznych w celu lepszego zrozumienia i poznania problemu. Przyczyniłoby się to
również do zwrócenia większej uwagi na występowanie tego zjawiska. W ten sposób stworzono by podstawy
zaufania, ośmielające poszkodowanych i chcących odejść od grupy satanistycznej do składania zeznań i wyrażenia
zgody na ich protokołowanie.
Pocieszające jest, że istnieje sieć poradni, grupy założone z inicjatywy poszkodowanych i punkty informacji o
sektach, które służą pomocą, radą, wsparciem oraz danymi na temat tego zjawiska. Dotknięci działalnością sekt i ich
bliscy powinni zwrócić się do tego typu instytucji.
Przede wszystkim jednak zadaniem społeczeństwa jest rozpoznawanie i zwalczanie niebezpieczeństwa
grożącego od strony satanizmu. Może to nastąpić dzięki dostatecznej informacji i uświadomieniu tego problemu. To
zadanie należy głównie do szkół, organizacji młodzieżowych, kościoła i rodziców. Musi temu towarzyszyć ściganie
sprawców, co leży już w gestii organów ustawodawczych, policji i sądownictwa.
- Nie wierzę w ani jedno słowo z tej książki. Takie zjawisko nie istnieje, a już na pewno nie w Niemczech.
Takie będą przypuszczalnie państwa wrażenia po przeczytaniu tej książki.
Jest to jednak prawda. Nawet jeżeli nam nieznana, niedostępna i tylko czasami przedostająca się do opinii
publicznej. Nawet jeśli wydaje się nieprawdopodobna i niepojęta, treść tej książki jest częścią otaczającej nas
rzeczywistości.
ROZDZIAŁ 1
To znowu on, mężczyzna z nożem. Jakieś dziesięć, dwanaście metrów ode mnie. Stałem na wielkim placu,
w tle którego widać było wysokie domy odcinające się od pomarańczowoczerwonego, wieczornego nieba. Z
czarnych, rozproszonych chmur mżył deszcz. Bruk pokryty był zwłokami. Ciałami ludzi. Zdawało się, że nikt ich nie
dostrzega. Ludzie w pośpiechu przecinali plac, tak zajęci własnymi sprawami, że nawet nie zauważyli deszczu, który
barwił ich parasole na czerwono. Mężczyzna z nożem powoli zbliżał się do kobiety. Jego biała, splamiona krwią
koszula przykleiła się do ciała. Ciemne, mokre kosmyki włosów opadały na twarz. Z końcówek włosów kapała
krew. Mężczyzna zatrzymał się przed rudowłosą kobietą w czerwonej sukience. Wiedziałem, co się teraz stanie. Nie
mogłem jednak nic zrobić. Nic. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa tylko przyglądałem się. Bez ruchu.
Wstrzymałem oddech. Stopy, jakby przyklejone do asfaltu, trzymały mnie w miejscu. Język przywarł do
podniebienia. Chciałem ostrzec tę kobietę, usiłowałem krzyknąć, ale ze zdławionej krtani nie dochodził żaden
dźwięk. Nie da się więc niczemu zapobiec. Powoli, prawie czule, mężczyzna wepchnął nóż między żebra kobiety.
Młode ciało bezgłośnie osunęło się na ziemię pod jego stopy. Morderca z obojętną pogardą ominął martwą kobietę.
Jego ostatnia ofiara. Czy wszyscy ludzie na placu byli ślepi? Czy nie widzieli, co tu się wydarzyło? Powietrze
stało w miejscu i upiorna cisza zalegała na placu.
Nikt nic nie zauważył. Ale ja, ja to widziałem. Miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Chciałem uciec,
zebrałem wszystkie siły, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Morderca wodził wzrokiem, szukając czegoś... I nagle
zjawił się przede mną, z ustami wykrzywionymi w uśmiechu, patrząc na mnie surowym, zimnym i pustym
wzrokiem. Widziałem oczy człowieka pozbawionego uczuć. Zamierzył się na mnie nożem. Spokojny i pewny
zwycięstwa. Bezradny, czekając na śmierć, wpatrywałem się w błyszczące ostrze - nie, nie!
Obudziłem się z krzykiem. Oblany zimnym potem, z sercem walącym jak młot, drżałem.
Wszystko minęło. Uciekłem. Jeszcze raz udało mi się obudzić, zanim zdążył mnie zabić. Znam ten sen
dobrze. Chyba nigdy się do niego nie przyzwyczaję. Towarzyszy mi od piętnastych urodzin. Od dnia, kiedy stałem
się wyznawcą Szatana.
Dorastałem w różnych domach. Mając jedenaście lat zwróciłem się do Urzędu Opieki nad Nieletnimi z
prośbą o skierowanie do internatu. Tak, ja sam. Pragnąłem wtedy tylko jednego, odejść z domu. Od mojego wiecznie
cuchnącego alkoholem, tureckiego ojczyma, który bił nas bez najmniejszego powodu. Od mojej tchórzliwej,
niepewnej siebie matki, nigdy nie mającej własnego zdania i nie potrafiącej obronić swoich pięciorga dzieci przed
jego złym humorem i niesprawiedliwością.
Z okazji moich piętnastych urodzin dostałem dwa dni urlopu. Tak jakbym kiedykolwiek obchodził urodziny.
O prezentach i przyjęciach urodzinowych słyszałem tylko od kolegów z klasy i dzieci z sąsiedztwa.
Ale dobrze, miałem w takim razie wolne. Całe dwa dni, które chciałem jakoś wykorzystać. Zdecydowałem
się pojechać do mojej siostry. Mogłem u niej nocować, kiedy kierownictwo domu zezwalało mi na wyjście.
Wychowawcom było jednak obojętne, kiedy i czy w ogóle się tam pojawiałem. Nikt o to nie pytał. Podobnie jak w
poprzednie urodziny poszedłem do pierwszej lepszej dyskoteki, zafundowałem sobie piwo i piłem za swoje zdrowie.
W złym humorze i wściekły z powodu gównianych urodzin, siedziałem przy barze popijając piwo. Tego wieczoru
miałem tylko jedno życzenie i jeden cel. Sprowokować kogoś i pobić. Po prostu przywalić jakiemuś dupkowi.
Wyładować na kimś całą nagromadzoną nienawiść, rozczarowanie i smutek, który dławił mnie w gardle jak wielka
klucha. Bić, znęcać się, zadawać ból - to by mi dobrze zrobiło. Poczułbym się lepiej na widok skomlącego
B
B
zwijającego się z bólu gnojka. Bić - tego nauczyłem się, kiedy jeszcze byłem mały. Od mojego nieopanowanego
ojczyma i później w internacie od starszych chłopców. Tłuczono i bito mnie tak długo, aż stałem się na tyle duży i
silny, żeby się bronić.
W takim nastroju znalazł mnie Piotrek, kumpel z sąsiedztwa, z czasów kiedy jeszcze mieszkałem z
"rodzicami".
- Wiem, czego ci trzeba - stwierdził - chodź ze mną! Spotykam się zaraz z paroma przyjaciółmi na seansie
spirytystycznym.
Słyszałem już o tej zabawie, siada się przy stoliku i wywołuje jakieś duchy. Po co. Nie mam na to chęci, ale
może to ciekawsze niż stanie tu samemu w dyskotece. Poszedłem wiec.
W samochodzie Piotrka szybko spostrzegłem, że nie jedziemy do jego domu, ale w kierunku zabudowań
fabrycznych.
- To niespodzianka - uspokoił mnie.
Zaparkował samochód na skraju lasu, przed terenem fabryki.
Szliśmy dalej drogą przez las, świecąc latarkami. Była lodowata, gwiaździsta, zimowa noc i tylko wąski sierp
księżyca rzucał słabe światło. Pod nogami skrzypiał śnieg. Im dalej zagłębialiśmy się w las, tym bardziej czułem się
nieswojo. Zadawałem Piotrkowi dociekliwe pytania. Odpowiadał zdawkowo:
- Będziesz się dobrze bawić. Chciałeś przecież kogoś pobić. Wierz mi, trafiłeś świetnie!
Po wyjściu z lasu Piotrek prowadził mnie żwirowymi drogami i starymi torami kolejowymi. Czołgaliśmy się
nawet przez rury, aż wreszcie wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Nagle nie byliśmy już sami. Zauważyłem dziesięć,
może piętnaście osób. Niektóre z nich tworzyły niewielkie grupki. W ciemnościach za nimi spostrzegłem podłużny,
mający może trzy metry wysokości magazyn. Przed nim, po prawej stronie, płonęło osłonięte ognisko. Wodę
poczułem, zanim jeszcze zdążyłem ją usłyszeć i zobaczyć. Obok magazynu płynęła szemrając mała rzeczka. Kiedy
zbliżyliśmy się do zgromadzonych, zauważyłem ich dziwne stroje. Wszyscy ubrani byli w długie, brązowe habity, a
na głowy mieli zarzucone kaptury. W tych strojach przypominali mnichów. Mnisi? Tutaj! Chociaż było już dosyć
późno, schodziło się coraz więcej ludzi. Wielu było ubranych zwyczajnie. Ci, zaraz po przyjściu, znikali w
magazynie. Kilka postaci w habitach rozmawiało przytłumionym głosem na zewnątrz budynku, inne kręciły się
niespokojnie. Zdawało się, że wszyscy na coś czekają ale na co? Piotrek pociągnął mnie za rękaw, żeby przedstawić
zamaskowanemu człowiekowi, który oddalił się od grupy i podszedł do nas. Jego beżowy habit wraz z narzutką w
kolorze kasztanowym, przypominającą wyglądem kamizelkę, ciągnął się lekko po ziemi i widać było tylko ręce
zarysowujące się pod materiałem. Ogromny kaptur skrywał twarz i jedynie przez dwie wąskie szparki można było
zobaczyć białka jego oczu. Czułem się coraz bardziej nieswojo.
- To jest Łukasz - przedstawił mnie Piotrek. - Znamy się jeszcze z dzieciństwa.
Potem dodał coś dla mnie zupełnie niezrozumiałego.
- Mistrz rozpoznał w nim sprzymierzeńca. Będzie bardzo pomocny w budowie jego królestwa.
A głos spod kaptura odpowiedział:
- Przyszedł na świat jako chrześcijanin. Dzisiaj połączy się z zaświatami.
Zaświaty? Co to ma znaczyć? Co to za bzdura? Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli i pytań. Co ja
mam wspólnego z zaświatami? Czy to oznacza, że chcą mnie zabić? On chyba zwariował! Muszę stąd zwiewać!
Zamaskowany mężczyzna przeszył mnie wzrokiem. Czy zauważył moją panikę? Po chwili jednak odwrócił
się i odszedł. Zwróciłem się do Piotrka, szukając pomocy.
- Nie bój się, uspokój i poczekaj. Zostań tutaj, ja zaraz wrócę - wyszeptał.
Zostałem sam. Przez głowę gorączkowo przelatywała myśl, czy nie zaryzykować i nie uciec do pobliskiego
lasu. Po prostu zwiać. Właściwie okazja po temu była znakomita, gdyż wydawało się, że nikt nie zwraca na mnie
najmniejszej uwagi. Mimo to czułem się obserwowany. Cholera! Każdy najmniejszy krok po tej posypanej żwirem i
przykrytej śniegiem ziemi będzie tak głośny, że cały plan pójdzie na marne. Wszyscy natychmiast spostrzegą, że
chcę zwiać. Zrezygnowałem z ucieczki i stałem w miejscu, czując się tak samotny, jak jeszcze nigdy w życiu.
Wrócił Piotrek. Miał na sobie także brązowy habit, dokładnie taki, jak wszystkie te niesamowite postacie
stojące w rzędzie przed bocznym wejściem do magazynu.
- O co chodzi? Jak ty wyglądasz? Wylądowałem w jakiejś sekcie, czy co! - chciałem koniecznie wiedzieć.
Jego głos brzmiał obco, kiedy odpowiedział:
- Sam zobaczysz. Teraz bądź cicho.
Ustawiliśmy się w kolejce za ostatnim człowiekiem w habicie. Każdy z pseudo mnichów przed nami niósł
pod lewą pachą książkę, a w prawej ręce coś na kształt różańca. Na nim zawieszony był odwrócony do góry nogami
krzyż z kości. Grupka przeszła w skupieniu przez hale, mamrocząc niezrozumiałe dla mnie słowa, które brzmieniem
przypominały modlitwę. A w tylnych szeregach tego dziwnego pochodu maszerowałem ja, z bijącym szybko
sercem, jako jedyny ubrany w dżinsy i kurtkę, nie mając pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.
B
B
Wnętrze hali kryło się w migotliwym świetle rozlicznych świec. Trzeba przyznać, że był to niesamowity
widok, ale tylko na pierwszy rzut oka. Około trzydziestu ludzi w habitach, oświetlonych jedynie płomieniami świec,
ustawiło się w półkolu przed stołem z potężnych betonowych płyt. Było to coś w rodzaju ołtarza, ponieważ wisiał
nad nim duży, odwrócony górną częścią do dołu, krzyż z kości. Dokładnie taki sam jak te małe krzyże na różańcach.
Obeszliśmy ołtarz i zamknęliśmy krąg. Ukradkiem przyjrzałem się ludziom, ale nie mogłem rozpoznać, czy habity
skrywały mężczyzn, czy kobiety. Nagle Piotrek wyciągnął mnie z kręgu wprost przed ołtarz.
Przedmioty, które leżały na stole, wcale mi się nie podobały. Na samym środku marmurowego podestu stał
złoty kielich w kształcie czaszki. Obok niego znajdowała się mała złota miseczka i butelka po winie, wypełniona
czymś gęstym i ciemnoczerwonym. Chyba nie krwią? Po prawej i lewej stronie leżały starannie poukładane różne
noże i sztylety. Do każdego rogu masywnego blatu przymocowany był ciężki, żelazny łańcuch. Łańcuchy
zakończone były szerokimi, regulowanymi kajdanami, jakie widuje się właściwie tylko na filmach grozy, w scenach
tortur.
- Nie wyjdziesz stad żywy! - w mojej głowie panował chaos i przerażenie, a ręce pociły się ze zdenerwowania.
Dłonie w kieszeniach kurtki same złożyły się w pięści. Na czole i nad górną wargą ukazały się kropelki potu.
- Weź się w kupę, tylko nie daj po sobie poznać strachu - powtarzałem sobie w duchu. Jednocześnie zastanawiałem
się intensywnie, co ja takiego zrobiłem Piotrkowi, że mnie w to wplątał. Zresztą i tak było za późno na pytania.
Za ołtarzem otworzyły się drzwi i weszło przez nie czterech wysokich, barczystych mężczyzn. Byli ubrani w
czarne habity i mieli na plecach biały znak. Chociaż ich twarze także ukryte były pod kapturami, wydali mi się w
budowie ciała i postawie szczególnie groźni. Za nimi wszedł mężczyzna w beżowym habicie. Był to kapłan, który
powitał mnie tak tajemniczo na początku.
Podszedł do ołtarza, a za nim czterej olbrzymi, najprawdopodobniej ochroniarze. Teraz kapłan stał dokładnie
naprzeciwko mnie. Dzielił nas jedynie blat stołu. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Wpatrywałem się z
uwagą w ciemnoczerwony płyn, który przelewał ostrożnie, prawie czule z butelki do kielicha w kształcie czaszki.
Później podniósł oburącz kielich nad głowę i znów wymamrotał formułkę w obcym języku, przypominającą
modlitwy łacińskie w kościele. Pierwsze słowa, które zrozumiałem, brzmiały:
- Jest w naszym kręgu chrześcijanin, który chce połączyć się z zaświatami. W imię Szatana, Jego Ekscelencji...
Jego słowa docierały do mnie jak zza mgły. Po prostu nie mogłem uwierzyć. A wiec to sataniści! Otaczali
mnie sataniści! Niezłe gówno. Ładny mi seans spirytystyczny! Z czoła spływał mi zimny pot, utrudniał widzenie i
szczypał w oczy. Miałem pietra, i to wielkiego. Nie odważyłem się otrzeć potu dłońmi. Ochroniarze wyglądali zbyt
groźnie.
Niespodziewanie pojawił się przede mną, on, kapłan:
- Chrześcijanin musi zostać oczyszczony - usłyszałem jego glos. Chciałem zrobić krok w tył, ale nie mogłem się
ruszyć. Jakaś nieznana siła trzymała mnie w miejscu. Stał tak blisko przy mnie, że nasze ciała prawie się dotykały.
Przez wąskie szpary na oczy świdrował mnie bezlitosnym wzrokiem. Miałem wrażenie, że przenika w głąb mózgu i
wypełnia całe moje ja, zgadując każdą myśl.
- Ta krew cię oczyści - powiedział i podniósł kielich do moich ust. Złość rosła we mnie z minuty na minutę i czułem
nieodpartą chęć, aby walnąć go w twarz z całą wzmożoną przez strach siłą. Zamiast tego odwróciłem tylko głowę.
Jeśli już nie mogłem bić, chciałem stawiać bierny opór. Najlepiej jak umiałem. Nie miałem najmniejszego zamiaru
pić z tej trupiej czaszki, zwłaszcza że stało się dla mnie jasne, że to wcale nie jest czerwone wino.
Nie miałem jednak szans. Dwaj ochroniarze przyszli mu na pomoc. Przytrzymali mnie mocno. Jeden chwycił
za kark z taką siłą, że myślałem, że mi go złamie. Musiałem wypić.
Była to krew. Z obrzydzenia prawie zwróciłem pierwszy łyk. Mimowolnie połknąłem drugi, resztę wypiłem
bez przymusu. Już się nie bałem, wstręt minął, czułem w ustach tylko smak wody.
- Jest oczyszczony, wśród chrześcijan nie ma już dla niego miejsca - ogłosił kapłan. - Od teraz masz służyć
Szatanowi, Lucyferowi, który jest naszym Panem.
Odwrócił się i zdjął z ołtarza małą złotą miseczkę wypełnioną krwią. Zanurzył w niej kciuk, wypowiedział
kilka tajemniczych formułek i rozkazał, żebym podszedł.
Zrobiłem to. Zrozumiałem, że wszelki opór nie ma sensu. Pojąłem, że tę noc przeżyję jedynie zgadzając się
na wszystko. Nie była to grupa młodzieży zafascynowanej okultyzmem. To byli dorośli ludzie. Szaleni i
niebezpieczni. Dalej odprawiając nade mną egzorcyzmy, kapłan malował zanurzonym we krwi kciukiem znak
odwróconego krzyża na moim czole, nosie, brodzie i na krtani. Potem zostałem uwolniony. Mogłem ukryć się wśród
anonimowego wiernych.
Następne godziny przeżyłem jak we śnie. Cała ta msza ciągnęła się nieskończenie długo. Kapłan prowadził
monolog po łacinie, co chwila wzywając Szatana. Wierni modlili się, klękali, modlili i znów klękali. Całą wieczność
musieliśmy wytrzymać klęcząc na kamiennej podłodze. Robiłem to co inni, żeby tylko się nie wyróżniać. Wszystko
mi zobojętniało. Straciłem poczucie czasu, prawie już nie miałem czucia w kolanach i w nogach. Moje ja znajdowało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •