UZDROWIENIE WEWNĘTRZNE, Odnowa w Duchu Swietym

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
UZDROWIENIE WEWNĘTRZNE – ZNAKI ZAPYTANIA
Napisała: ALEKSANDRA KOWAL
„Nie płaczę już nad sobą, nad mymi ranami”…
(słowa pieśni
Błogosławiona wina
z I kasety Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej
pt.
Dotyk ognia
)
Istnieje dzisiaj w środowiskach charyzmatycznych praktyka nazywana uzdrawianiem wewnętrznym. Polska
Odnowa w Duchu Świętym poświęca mu nawet specjalną stronę internetową
Organizuje się rekolekcje
uzdrowienia wewnętrznego, modlitwy i kursy. Wydano wiele książek i publikacji na ten temat. Można śmiało
powiedzieć, że to zjawisko przybrało postać potężnego ruchu. Chciałabym zastanowić się nad przydatnością
tej praktyki dla chrześcijańskiej duchowości.
Postać założycielki
Książka dr Jane Gumprecht
Abusing Memory
(
Przeklęta pamięć
) przedstawia historię ruchu oraz ujawnia
jego założycielkę, Agnes Sanford.
Nowy międzynarodowy słownik ruchów pentekostalnych i charyzmatycznych
podaje na jej temat między
innymi następujące informacje: „Agnes Mary
SANFORD
(1897–1982), prekursorka posługi uzdrawiania
(
healing ministry
). Córka prezbiteriańskich misjonarzy, Agnes White, spędziła młodość w Chinach, oprócz lat
szkoły średniej, które spędziła w USA. Wyszła za mąż za episkopalnego duchownego, Edgara Sanforda, w
1923 roku, w roku 1925 razem wrócili do Stanów Zjednoczonych.
Zainteresowanie pani Sanford uzdrawianiem rozwinęło się, gdy sama została uzdrowiona z przewlekłej
depresji. Studiując Pismo, odkryła u siebie dar uzdrawiania. Jej posługa na szerszą skalę rozpoczęła się, gdy
w 1947 r. została wydana jej pierwsza książka,
The Healing Light
(
Uzdrawiające światło
), która stała się
bestsellerem. Około 1953–54 Sanford przeżyła ostateczne umocnienie w Duchu Świętym i wtedy po
kontakcie z charyzmatykami otrzymała dar języków. Sanford była główną prekursorką uzdrawiania pamięci,
co dla niej było tym samym, co odpuszczenie grzechów”
Jeżeli samo pojęcie uzdrowienia wewnętrznego oraz pomysł takiej praktyki zrodził się dopiero 50 lat temu, to
NIE MOŻE mieć, jak się wydaje, swoich źródeł w Piśmie Świętym, Tradycji i nauce Kościoła. Jednak ciężar
obowiązku znalezienia takich źródeł pozostawiam zwolennikom i znawcom tego ruchu.
Definicja uzdrowienia wewnętrznego
Na czym, w istocie, polega uzdrawianie wewnętrzne (
inner healing
)? Na stronie Odnowy w Duchu Świętym
poświęconej uzdrowieniu wewnętrznemu znajdujemy kilka definicji tego procesu. Autor strony, Wojciech
Godlewski, za najciekawszą uważa definicję podaną przez
Jima McManusa
. Według McManusa uzdrowienie
wewnętrzne jest:
„przeżyciem uzdrawiającej miłości Boga, przez co dana osoba uświadamia sobie, że jest kochana
(uzdrowienie obrazu samego siebie), że jest zdolna kochać i przebaczać (uzdrowienie relacji), że może
dziękować Bogu nawet za trudne doświadczenia ze swej przeszłości, z wdzięcznością korzystając z nich w
teraźniejszości (uzdrowienie pamięci)”
Wojciech Godlewski komentuje tę definicję następująco: „[…] uzdrowienie obejmuje trzy etapy. Najpierw
poznajemy prawdę o samym sobie, że jesteśmy kochani i akceptowani przez Boga. Następnie przebaczenie,
które otrzymujemy od Boga, przekazujemy innym osobom. Na koniec łaska uzdrowienia pamięci daje nam
siłę do wyrażania wdzięczności Bogu za wszystkie wydarzenia dotychczasowego życia”.
Zacieranie prawdy o grzechu
Prawda o miłości Bożej względem człowieka stanowi pierwszą, pozytywną część orędzia wiary. Jednak
istnieje też jego część druga – negatywna. Takie ujęcie kerygmatu zaciera prawdę o grzeszności człowieka i
konieczności wyznania grzechów. Właśnie dla Agnes Sanford uzdrowienie pamięci, czyli przyjęcie miłości
Bożej, było tym samym, co przebaczenie grzechów, ale nam, katolikom, nie wolno zapomnieć, że
odpuszczenie grzechów następuje przede wszystkim poprzez chrzest, a grzechy popełnione po chrzcie trzeba
wyznać: z ciężkich grzechów oczyszcza nas Chrystus w sakramencie pojednania, grzechy powszednie
wystarczy wyznać np. podczas spowiedzi powszechnej albo prywatnie przed Bogiem.
Jedynym prawdziwym zranieniem człowieka, o którym mówi Biblia, jest rana grzechu. A jedynym
uzdrowieniem z grzechu jest wyznanie grzechów, pokuta i nawrócenie. Wiele przytoczonych na stronie
 Odnowy definicji istotnie to podkreśla, ale nieporozumienia pojawiają się, gdy ten aspekt pozostanie
pominięty, jak np. w definicji McManusa.
Charakterystyczny dla osób zajmujących się uzdrawianiem wewnętrznym pogląd: „Brak miłości własnej jest
korzeniem każdego grzechu”
który zaczerpnęłam z książki braci Dennisa i Matthew Linnów.
Natomiast Pismo Święte ma inną diagnozę, np. taką: „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” – a
więc upadła natura ludzka (1 Tm 6,10).
Psychologia opisująca uzdrowienie wewnętrzne zamazuje poczucie grzechu, mówiąc o akceptacji samego
siebie. Stara się w ten sposób usunąć poczucie winy, które drąży grzesznika, i powinno go drążyć, jeśli nie
jest pozbawiony sumienia. Na czym oparty jest pogląd, że człowiek powinien akceptować samego siebie?
Psychologia taka uczy: Czy nasz Pan nie powiedział, że przede wszystkim trzeba miłować samego siebie? –
powołując się na słowa Ewangelii według św. Marka: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”
(Mk 12,31). Wielu rozumie to w ten sposób, że przede wszystkim należy kochać swoją osobę. Np. Philippe
Madre napisał książkę pt.
Najpierw pokochaj siebie
Czy Jezus rzeczywiście nakazał nam miłować samego
siebie? NIE! On nie powiedział: „Będziesz miłował samego siebie”, On powiedział: „Będziesz miłował
bliźniego swego”. To drugiego człowieka nakazuje miłować Jezus. I mało że „jak samego siebie” (to był cytat
ze starotestamentowego Prawa – Kpł 19,18), ale tak, jak On nas umiłował, czyli aż do ofiary z życia,
znacznie bardziej niż samego siebie (por. J 15,12). Co więc oznacza to „jak samego siebie” w tym
przykazaniu? Otóż to znaczy to samo, co zostało nazwane przez redaktorów Pisma Świętego „złotą zasadą
postępowania”: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7,12).
O miłości samego siebie nie ma wiele w Nowym Testamencie, tyle że: „nigdy nikt nie odnosił się z
nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje” (Ef 5,29). To odnosi się do ciała, natomiast
na temat duszy słowa Pisma są o wiele bardziej twarde: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści
swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i
siebie samego
, nie może być moim uczniem” (Łk
14,26). A więc chodzi o pewne oderwanie się nie tylko od więzów krwi, ale również od swojego Ja. Punkt ten
budzi zwykle wielki sprzeciw, tak bardzo jesteśmy przywiązani do myśli, że powinniśmy siebie samego
kochać, np. dlatego, że człowiek jest wspaniałym dziełem Boga obdarzonym przez Niego godnością i chwałą
(por. np. Ps 8,5-9; Ps 139,14), a chrześcijanin w sposób specjalny posiada godność dziecka Bożego i
stanowi świątynię Ducha Świętego (por. np. Rz 8,16-18; 1 Kor 6,19). Jednak wysławianie wielkich dzieł
Bożych to nie to samo, co zachwyt dla swojej własnej osoby. Gdyby nie wiem jak usiłować tłumaczyć i
obłaskawiać przytoczoną wypowiedź Jezusa z Ewangelii według św. Łukasza, w żaden sposób nie uda się
słowa NIENAWIŚĆ zamienić na słowo MIŁOŚĆ.
Wydaje się, że psychologia tego rodzaju niepostrzeżenie zamieniła ewangeliczny nakaz miłości w zasadę
egoistyczną: „będziesz miłował SAMEGO SIEBIE, a bliźniego swego DLA siebie samego”. Na tym właśnie
polega niebezpieczeństwo psychologicznego zwiedzenia. Psychologia (w sensie ogólnym) formułuje prawdy
na pozór podobne do prawd naszej wiary, niepostrzeżenie je modyfikuje, zamieniając je w karykaturę
chrześcijaństwa. Ten proces jest tak subtelny, że naprawdę wiele osób nie zdaje sobie sprawy z
niebezpieczeństwa ani z tego, że dało się uwieść „kultowi swojego Ja”, jak to precyzyjnie nazwał kard.
Suenens. Jednym z przejawów „kultu własnego Ja” jest nieustanne wpatrywanie się z upodobaniem w swoje
wnętrze.
Przebaczenie
Zwolennicy uzdrowienia wewnętrznego twierdzą, że jednym z warunków relacji z Bogiem jest przebaczenie
innym ich win wobec nas. Ale życie chrześcijańskie nie wymaga przecież żadnych warunków wstępnych!
Wszystkim, którzy przyjmują Słowo, daje Ono moc, aby się stali dziećmi Bożymi (por. J 1,12). Przebaczenie
nie jest warunkiem wstępnym życia chrześcijańskiego, jakimś rzadkim i trudnym do zdobycia darem, ale
NAKAZEM. Myślę, że pewne nieporozumienia mogą się brać z nieznajomości terminów semickich. Ewangelia
św. Mateusza zawiera następujące ostrzeżenie: „Podobnie uczyni wam Ojciec [tj. wyda was katom – przyp.
A.K.], jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu” (Mt 18,35). Przebaczenie jest decyzją
człowieka, gdyż serce jest w mentalności żydowskiej siedliskiem woli i osobowości, a nie uczuć. Pojmowanie
sentymentalne tego nakazu powoduje oskarżanie się, że ciągle – mimo przebaczenia – pojawiają się we
mnie wrogie uczucia. Uczucia nie zależą od mojej woli, więc nie jestem za nie odpowiedzialny,
odpowiedzialny jestem, co zrobię z tymi uczuciami. W tym wypadku ma zastosowanie surowy nakaz
konieczności zaparcia się samego siebie: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech
weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe
życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16,24-25).
Dennis i Matthew Linnowie precyzują pojęcie uzdrowienia wewnętrznego w ten sposób:
„Jesteśmy uzdrowieni nie wtedy, gdy potrafimy powiedzieć: «w porządku», ale «Przebaczam ci, że mnie zraniłeś, gdyż
obdarzyło mnie to wzrostem i jestem wdzięczny, iż tak się stało»”
.
 To by znaczyło: Przebaczam ci, bo – koniec końców – OPŁACIŁO mi się to. To nie jest chrześcijańskie
podejście. Chrześcijanin przebacza, dlatego że sam jest grzesznikiem, któremu Bóg przez ofiarę Chrystusa
przebaczył wszystkie grzechy: „Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4,32).
Jednak ta ogólna definicja nic nie mówi nam o tym, jakich technik właściwych dla uzdrawiania wewnętrznego
używa się w celu „przeżycia uzdrawiającej miłości Boga”. Gdyby uzdrowienie wewnętrzne nie różniło się od
tego biblijnego pojęcia, to nie miałoby sensu wprowadzanie jakiejś innej, niebibijnej terminologii.
Co zatem jest istotą uzdrowienia wewnętrznego?
Technika stosowana w uzdrowieniu wewnętrznym
W książce opracowanej przez Zbigniewa Lityńskiego, wydanej przez Centrum Formacji Odnowy w Duchu
Świętym „Wieczernik” w Magdalence, znajdujemy takie zalecenie:
„Aby otworzyć się na łaskę uzdrowienia wspomnień, trzeba:
1. dokonać podróży w czasie poprzez historię naszego życia, prześwietlając każdy szczegół, wyciągając na światło dzienne
to, co wydaje się bolesne, raniące, co jest źródłem niepokoju, co negatywnie na nas wpłynęło;
2. poprosić Pana Jezusa, aby uzdrowił skutki bolesnych przeżyć, uzdolnił do przebaczenia i wylał balsam swojej miłości,
wprowadził radość i pokój w miejsce zranień”
Ten pierwszy punkt jest chyba najbardziej kontrowersyjny. Co mówi Biblia na temat odnoszenia się do
przeszłości?
·
„Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję
rzeczy nowej: Pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Iz 43,18-19). Słowa te odnoszą się do
wyjścia z Egiptu, które nieustannie jest wspominane z wdzięcznością przez Żydów, podczas gdy
obecnie Bóg chce uczynić dla nich coś nowego: sprowadzić ich z powrotem z niewoli babilońskiej.
Skoro nawet wielkie dzieła Boże mają ustąpić temu, co Bóg dla nas przygotował, czy watro w ogóle
wspominać zdarzenia niepomyślne?
·
„Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już to zdobyłem [Apostoł Paweł mówi o doskonałości
chrześcijańskiej – przyp. A.K.], ale to jedno [czynię]: zapominając o tym, co za mną, pędzę ku
wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13-14).
Apostoł Paweł również wpatruje się raczej w to, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go
miłują (por. 1 Kor 2,9).
·
„Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk
9,62). To są słowa Jezusa Chrystusa: powołany przez Pana uczeń należy całkowicie do Niego i
postępuje w nowości życia, w oderwaniu od wszelkich innych spraw, również przeszłych.
Nie wydaje się więc, aby Pismo Święte taką „podróż w czasie” zalecało.
Tak na marginesie przyznam otwarcie, że jest mi trudno zrozumieć, w jaki sposób psychice człowieka może
pomóc powracanie do jakichś zadawnionych przeżyć, zabliźnionych ran.
W swojej książce
Psychologiczne uwiedzenie
(
Psychological Seduction
)
z której zaczerpnęłam wiele
refleksji natury ogólnej, William Kilpatrick przytacza wyniki badań, które dowodzą, że ludzie poddani
psychoterapii oraz ludzie pozostawieni sami sobie jednakowo szybko przychodzili do równowagi psychicznej
po traumatycznych wydarzeniach. Wydaje się więc, że czas oraz serdeczna troska najbliższych są w takich
wypadkach, jak np. śmierć bliskiej osoby, najlepszym lekarzem i że powracanie po latach do tego rodzaju
przeżyć może wyłącznie równowadze człowieka zaszkodzić. Warto zauważyć, że angielskie słowo
seduction
użyte w tytule oznacza uwiedzenie, jak i zwiedzenie.
Przypomnę: Sama technika zasadza się na przekonaniu, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, z powodu tego,
„co wydaje się bolesne, raniące, co jest źródłem niepokoju, co negatywnie na nas wpłynęło”, czyli zranień w
przeszłości, które muszą zostać uzdrowione poprzez cofnięcie się do przeszłości i wprowadzenie Osoby
Jezusa do wydarzeń z przeszłości. Jest to typowa wiara w psychologię. Technikę operującą na psychice
człowieka próbuje się stosować jako duchową. Natomiast w rozumieniu św. Pawła świat uczuć i przeżyć, czyli
psychika człowieka, jest częścią jego natury wymagającą zbawienia. Psychika jest więc tym, co CIELESNE w
rozumieniu św. Pawła. W V Dokumencie z Malines
Kult mojego Ja i moja wiara
kard. Suenens zwraca uwagę
na to rozróżnienie:
„Kiedy mowa jest o wytyczaniu dróg, jakie musi przebyć pragnący swego wzrastania chrześcijanin, to ważną rzeczą jest
rozstrzygnięcie, co pochodzi ze zdobyczy psychologii, a co z dziedziny wiary chrześcijańskiej. Postępowanie drogą mającą
na celu pogłębienie życia wewnętrznego
nie może być utożsamiane
z pogłębianiem duchowym”
 Świat uczuć i przeżyć, czyli życie wewnętrzne człowieka właściwe jego naturze, nie jest tym samym, co życie
duchowe, Boży dar życia nadprzyrodzonego. Praktyka „rekolekcji uzdrowienia wewnętrznego” miesza te dwie
sfery. Dlaczego zatem nie organizujemy rekolekcji odzwyczajania od nałogów albo rekolekcji
zapobiegających chorobie wrzodowej?
Przez pomieszanie technik psychologicznych uzdrowienie wewnętrzne staje się złudną mieszanką psychologii
freudowskiej, okultystycznej wizualizacji i chrześcijaństwa. Osoba prowadząca modlitwę o uzdrowienie
(wspomnień, pamięci, wnętrza – te terminy są stosowane zamiennie) podziela przekonanie, że obecne
problemy są przejawem ran, które muszą zostać uzdrowione, aby człowiek przezwyciężył codzienne
problemy i zaczął radzić sobie z życiem.
Wizualizacja, wyobrażanie sobie przebaczenia Jezusowego
Osoba prowadząca modlitwę o uzdrowienie wnętrza poprzez różne techniki zachęca człowieka, aby
przypomniał sobie wypadki z przeszłości i powiązał je z obecnymi problemami lub cierpieniem. Może użyć
hipnozy albo tylko zasugerować, co mogło się wydarzyć. Podobne sugestie często działają tak samo jak
hipnoza na ludzi, którzy są podatni na sugestię lub mają rozwiniętą wyobraźnię. „Uzdrowiciel” może
poprowadzić daną osobę ponownie wstecz poprzez przeszłe wydarzenia – które mogły się wydarzyć albo i nie
– stosując metodę wizualizacji.
„Uzdrowiciel” nie tylko pomaga tej osobie przeżyć na nowo rzeczywistą czy wyimaginowaną przeszłość, ale
także odczuć ten sam ból i cierpienie. Ten wysoce emocjonalny moment uzdrowienia wewnętrznego jest
podobny do wprowadzonego przez Freuda pojęcia odreagowania. Albo uprzednio, albo w tym momencie
emocjonalnej intensywności zostaje wprowadzona na scenę postać Jezusa, aby przyniósł uzdrowienie
Przyjrzyjmy się konkretnej metodzie uzdrowienia na przykładzie zaczerpniętym z książki formacyjnej
Odnowy. Autor proponuje do rozważenia scenę ewangeliczną z Mk 4,35-41 (Jezus ucisza burzę na jeziorze):
„Wyobraź sobie wydarzenia opisane w tekście biblijnym […]. A potem przeżyj te wydarzenia jeszcze raz, tym
razem uczestnicząc w nich. Teraz to ty jesteś jednym z Apostołów […]. Zobacz, co czyni Pan […]. Wyobraź
sobie, co Jezus ci mówi”
Proponowana metoda odbiega znacząco od klasycznej medytacji scen biblijnych polecanej np. przez św.
Ignacego w
Ćwiczeniach duchownych
. Tutaj medytuje się sceny „ewangelii pocieszenia” własnego pomysłu.
Cały proces wydaje się dziełem wyobraźni człowieka. Czy ten Jezus, którego powołaliśmy do działania mocą
swojej wyobraźni, który żyje dzięki procesowi wizualizacji, który jest w istocie naszym własnym dziełem, czy
to jest na pewno ten sam Jezus, Pan panów i Król królów, któremu dana jest wszelka władza na niebie i na
ziemi? Nie jestem w stanie mocą swojej wyobraźni sprawić, aby Jezus Chrystus uczynił to czy tamto.
Ponadto wydarzenia, która tak naprawdę dzieją się wyłącznie w mojej wyobraźni, nie mogą w żaden sposób
wpłynąć na rzeczywistość. Należy również podkreślić, że wszelkie próby oddziaływania na rzeczywistość
według własnej woli są ni mniej, ni więcej tylko okultyzmem, nie mają zaś nic wspólnego z
chrześcijaństwem.
Jezus działa w cudowny sposób w najskrytszej głębi naszego wnętrza poprzez słowo Boże oraz przez
działanie Ducha Świętego i przez to powoduje coś, co można by nazwać „uzdrowieniem wewnętrznym”. Ale
tutaj kończy się podobieństwo tego, czego dokonuje Jezus, a co robi osoba prowadząca uzdrawianie.
Podobieństwo istnieje wyłącznie przez użycie słów „uzdrowienie wewnętrzne”, i właśnie dlatego jest to takie
zwodnicze. Ludzie sądzą, że ponieważ to Jezus działa we wnętrzu, wszystkie osoby zajmujące się tym
uzdrawianiem niezawodnie muszą pochodzić od Niego. Niemniej jednak, chociaż ruch uzdrowienia
wewnętrznego uważa się za chrześcijański – w dużej mierze posługując się Pismem Świętym oraz stosując
wizualizację czy tylko wyobrażanie sobie Jezusa – ruch ten pochodzi „ze świata” i „z ciała”. Polega na ideach
psychologicznych i technikach zebranych i wchłoniętych ze świata. Cały proces przemawia do „ciała”,
ponieważ to właśnie „ciało” może być „uzdrowione”, a nie potępione z powodu grzechu
Należy poddać
pod rozwagę, czyim dziełem jest to zwiedzenie.
Drugi przykład pochodzi z książki braci Linnów:
„Teraz pozwól, aby Chrystus wszedł w scenę zranienia, i obserwuj, w jaki sposób ci odpowiada. Jakie słowa
kieruje do ciebie Chrystus i co czyni, aby cię uzdrowić? Jakie dobro widzi w tobie i w jaki sposób się modli, by
ono wzrosło? […] W jaki sposób Chrystus bierze cię w ramiona takiego, jaki jesteś, i nie żąda zmiany, a
jedynie prosi cię o szansę miłości?”
Cały proces uzdrawiania ma na celu, jak się wydaje, aby dana osoba poczuła się lepiej. Czy Pan Jezus jest
Wielkim Terapeutą? Jak to się ma do wymagania np.: „W całym swoim postępowaniu stańcie się również
świętymi na wzór Świętego, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem Święty” (1 P 1,16, cytat z
Kpł 11,44)?
 Cele metody
Zgodnie z zaleceniem kard. Suenensa, które zawarł w rozdziale
Metody wzrastania w chrześcijańskiej
analizie
cytowanego już V Dokumentu z Malines, zbadamy cele uzdrawiania wewnętrznego: „Każda metoda
formacji i wzrostu winna […] jasno ukazywać cel, ku któremu dąży, oraz rozeznawać drogi i środki, którymi
będzie się posługiwała. Ku czemu kieruje się chrześcijanin? Jaki jest ostateczny cel, ku któremu zmierzają
jego wysiłki mające na celu rozwój?”
Aby przyjrzeć się celom metody uzdrowienia wewnętrznego, znowu posłużę się fragmentem książki
opracowanej przez Zbigniewa Lityńskiego:
„Nasze zranienia, w szczególności te nieuświadomione, sprawiają, że nie potrafimy być szczęśliwi […],
postępujemy egoistycznie”
A zatem pragniemy osiągnąć szczęście. Tymczasem żeby być szczęśliwym, paradoksalnie trzeba przestać o
to zabiegać, trzeba zapomnieć o sobie i o swoich uczuciach, przestać nieustannie wpatrywać się w swoje
wnętrze, ale skierować się ku innym ludziom, ku innym sprawom, przeżywać coś całą swoją osobą.
Analizowanie własnych uczuć odbiera wszelki autentyzm przeżyciom i powoduje, że w istocie kontemplujemy
tylko własne niezaspokojone wnętrze. Np. całkowicie uszczęśliwiające może być przebywanie w towarzystwie
ukochanej osoby, natomiast skupienie się w tym samym czasie na własnych odczuciach doświadczanych w
tej sytuacji szczęścia żadną miarą przynieść nie może.
Na cele rozpatrywanej metody pewne światło rzuca następujący cytat z tej samej książki: „Dobrze, jeśli
prośba o uzdrowienia fizyczne poprzedzona jest modlitwą o uzdrowienie duchowe (wyzwolenie z grzechu) i
wewnętrzne (emocjonalne, uzdrowienie wspomnień), ponieważ często uzdrowienie duchowe i uzdrowienie
wewnętrzne są warunkiem otwarcia na łaskę uzdrowienia fizycznego”
A zupełnie już kuriozalny wydaje się tytuł jednego z rozdziałów w książce Linnów: „Zapobieganie
nowotworom i ich leczenie poprzez uzdrawianie gniewu i poczucia winy”
Niejawnym celem całego procesu staje się po prostu wyleczenie człowieka z konkretnej choroby lub
zapobieganie następnym. Czy to nazwiemy wzrostem duchowym? W takim razie chrześcijaństwo niewiele
różniłoby się od nauki zwanej higieną.
Ocena metody
Aby dokonać próby oceny metody uzdrawiania wewnętrznego, oprę się ponownie na autorytecie kard.
Suenensa: „Osąd, jaki będziemy musieli podjąć co do konkretnej metody, będzie zależał także w dużej
mierze od sposobu, w jaki jest ona przedstawiana. Jeśli reklamuje się ona jako taka, bez której i Bóg sobie
nie poradzi (samowystarczalność) […], to są powody, by
obawiać się
zawyżonej oceny […]. Źle również
czujemy się wobec takiej metody, która głosi swoją uniwersalność”
.
Tak właśnie się głosi: Bóg nie ma przystępu do ciebie ze swoją miłością, dopóki nie zostaną uleczone twoje
zranienia (samowystarczalność metody). Ponadto ta metoda w praktyce jest stosowana do wszystkich bez
wyjątku (uniwersalność), głosi się: „Na potrzebę uzdrowienia wewnętrznego mogą wskazywać między
innymi: kompleks niższości, nienawiść do samego siebie, poczucie bycia niekochanym przez Boga i ludzi,
nienawiść do innych, nieprzebaczenie sobie lub innym,
skoncentrowanie się na sobie
, złe nastroje,
reakcje agresywne, brak opanowania, nadmierny krytycyzm, skrępowanie z powodu trudności fizycznych,
emocjonalnych i umysłowych, samotność, odrzucenie, uporczywy smutek, problemy lękowe, chore poczucie
winy, doświadczenie bezradności, inercji, trudności w kontaktach z ludźmi, nieśmiałość, zahamowanie,
poczucie odrzucenia”
Wymienionych wskazań jest tak wiele, i prawie wszystkie bez wyjątku subiektywne, że każdy może znaleźć
coś dla siebie i usprawiedliwić konieczność poddania się uzdrowieniu. Z tym że przyczyna nazwana powyżej
„skoncentrowaniem się na sobie” wydaje się stanowić następstwo uzdrawiania wewnętrznego, które do
takiej postawy zachęca i wychowuje, powodując w rezultacie niekończące się seanse uzdrowieńcze, skutkiem
których owo „skoncentrowanie się na sobie” sukcesywnie się pogłębia.
Porównajmy tezę o. Roberta DeGrandisa zacytowaną w książce wydanej przez ośrodek w Magdalence:
„Bolesne wspomnienia i te o negatywnym wydźwięku nastawiają nas nieprzychylnie do świata i czynią nas
nieszczęśliwymi”
– z Kazaniem na Górze: „Błogosławieni (szczęśliwi) ubodzy w duchu, którzy się smucą,
którzy cierpią prześladowania, błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy
z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie!” (Mt 5,3-12); oraz:
„Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • emaginacja.xlx.pl
  •